niedziela, 8 marca 2020

[RECENZJA] Maria Adolfsson - Doggerland. Podstęp [kryminał]



Doggerland – fikcyjny archipelag rozciągający się między Wielką Brytanią a Skandynawią. O poranku po święcie ostryg komisarz Karen Eiken Hornby budzi się w hotelowym pokoju u boku swojego szefa. Tego samego dnia, ledwie kilka godzin później, na Heimö, jednej z wysp archipelagu, zostaje znalezione ciało zamordowanej kobiety. Okazuje się, iż ofiarą jest była żona Jounasa Smeeda, mężczyzny, z którym Karen spędziła ostatnią noc. 
Prowadzone przez Karen śledztwo sięga aż do lat 70., kiedy to na Heimö funkcjonowała pewna tajemnicza komuna. Jednak brak podejrzanych i nowych poszlak sprawiają, że dochodzenie utyka w martwym punkcie, zmuszając Karen do sięgnięcia po mniej konwencjonalne środki. 

„Doggerland. Podstęp” reklamowany jest jako najlepszy szwedzki kryminał ostatnich lat. Mnogość pozytywnych opinii sprawiła, że i ja nabrałam apetytu na tę książkę. Czy podzieliłam ogólny zachwyt? I tak i nie. Zacznijmy jednak od początku, kiedy to komisarz Karen Eiken Hornby odkrywa, że przespała się ze swoim szefem. Jak dla mnie był to tylko taki trik na przyciągnięcie uwagi, który na dodatek sprawił, że już od początku nie miałam zbyt dobrej opinii o głównej bohaterce. Później też nie zdobyła ona mojej sympatii, po prostu czegoś mi w niej brakowało. Podobnie inni bohaterowie – jacyś tacy papierowi, sztywni. Brakowało mi też takiego zgranego zespołu śledczych – tutaj miałam wrażenie, że w doggerlandzkiej policji panuje tylko wzajemna niechęć i rywalizacja. 

Prowadzona przez Karen sprawa była na tyle ciekawa, iż z początku wydawała się niemal nierozwiązywalna. Szkoda tylko, że zamiast stopniowo podrzucanych poszlak czy rosnącego napięcia trzeba było przedzierać się przez nudne wątki obyczajowe. Przez większą część książki nie działo się bowiem nic, co sprawiłoby, że nie mogłabym oderwać się od lektury. Zamiast czytać z zapartym tchem, czytałam raczej z obojętnością, oczekując, aż w końcu coś zacznie się dziać. 

Ale żeby nie było, że tylko narzekam, to teraz plusy. Po pierwsze sam Doggerland. Choć kraj ten jest fikcyjny, autorka wykreowała go tak, jakby opisywała prawdziwe miejsca. Dbałość o szczegóły jest wręcz zadziwiająca! Miałam wrażenie, jakbym naprawdę tam była i czułam ten skandynawski klimat. A klimat był świetny – ta ponura skandynawska jesień idealnie pasowała do scenerii kryminału. Po drugie – zakończenie. Jak dla mnie to właśnie ono uratowało tę książkę. W końcu doczekałam się jakiegoś „wow” i zwrotu akcji. Myślę, że sięgnę po kolejną część „Doggerlandu”, jeśli tylko pojawi się polskie wydanie. 


Wydawnictwo W.A.B.
Premiera 11 marca 2020

10 komentarzy:

  1. Ostatnio już dawno nie sięgnęłam po żaden skandynawski kryminał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam ochoty na ten gatunek, trzy kryminały pod rząd to dla mnie o wiele za dużo :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Kończę ją czytać. Według mnie jeden z lepszych kryminałów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja juz jestem po lekturze, dla mnie początek, ekspozycja głównych postaci i zarysowanie wątków, trochę przynudzało, ale w ogólnym rozrachunku podobała mi się ta ksiażka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze nie miałam okazji czytać żadnego szwedzkiego kryminału. W sumie jedyne kryminały jakie do tej pory czytałam to są Harlana Cobena :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety nie sięgam po kryminały, bo ten gatunek po prostu nie jest dla mnie. Chyba nawet najlepszy opis nie przekona mnie do sięgnięcia. Natomiast moja mama jest wielką fanką tego gatunku i kiedyś czytała szwedzkie kryminały.

    OdpowiedzUsuń
  7. To chyba nie jest książka dla mnie. Trochę za dużo ma mankamentów.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja jestem zadowolona z lektury :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię kryminały, w tym te skandynawskie, więc chyba poważnie się zastanowię nad lekturą. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmmm nie wiem czy czuję się zainteresowana

    OdpowiedzUsuń