sobota, 21 września 2019

Da’Unn – rozdział 1.

I


Oczy ukazującego się w lustrze demona pałały krwistym blaskiem czerwieni.
– Zabij ją – powtarzał za każdym razem, gdy pozwalano mu wejrzeć do świata ludzi.
Słysząc po raz kolejny te pełne nienawiści słowa, Alissa i tym razem odmówiła.
– Zabij ją i daj mi skosztować jej krwi, a uczynię cię najpotężniejszą na świecie – kusił ją. – Będziesz panować nie tylko nad Da'Unn, ale i nad wszystkimi królestwami, których tylko zapragniesz.
– Nie. – Mimo iż jej głos brzmiał stanowczo, kobieta drżała. To rysujące się w lustrze oblicze, twarz przypominająca ludzką, lecz nie mająca w sobie ani odrobiny człowieczeństwa, te czerwone ślepia, pozbawione tęczówek i źrenic, napawały Alissę lękiem. Nie mogła jednak dać poznać po sobie, że się boi, bo Shedu jak nikt inny potrafił wyczuć strach, odkryć słabości i gotów był wykorzystać je przeciwko niej samej.

A jednak po raz kolejny mu się sprzeciwiła. Zrobiła to i gdzieś w środku odczuła odrobinę satysfakcji z tego powodu.
– W jaki inny sposób chcesz pozbyć się królowej, jeśli nie zabijając ją? – zadrwił Shedu, a jego mroczne oblicze wykrzywiło się w prześmiewczym grymasie. Wyglądał jeszcze bardziej przerażająco i Alissa pragnęła zakryć lustro, aby nie musieć na niego patrzeć, jednak nie zakończyli jeszcze rozmowy.
– Najpierw przejmę władzę, a potem ją zabiję. – Zdobyła się na chłodny uśmiech. – Pozwól mi zrobić to po swojemu.
– Jak sssobie życzysz, Alisso. Pamiętaj jednak, że beze mnie jesteś tylko nic nieznaczącą, słabiutką czarodziejką. Magia zanika, dziewczyno, i niewiele osób potrafi ją praktykować. A ja mogę naprawdę wiele.
– Nie mam zamiaru odrzucać twojej pomocy. Odnoszę jednak wrażenie, że mnie nie doceniasz. Nie chcę, abyś wciąż dyktował mi, co mam robić.
– Jak sobie życzysz, Alisso, jak sssobie życzysz. – Shedu zaśmiał się okrutnie. Był to dźwięk nie z tego świata, głęboki, grzmiący, jakby to samo piekło się z niej naśmiewało.
Alissa miała dość. Poderwała się z szezlonga, odrzuciła na plecy długie czarne włosy i doskoczyła do lustra. Shedu wycofał się odrobinę, jego wizerunek spowiła półprzezroczysta szarawa mgła. Tylko czerwone ślepia lśniły tak samo intensywnie. Jednym szybkim ruchem kobieta przykryła lustro. Nie służyła demonom. To demony miały służyć jej.

***

Królowa Idunn przerwała swą przechadzkę po komnacie, zatrzymując się przy kredensie z ciemnego drewna. Wbiła wzrok w stojącą nań zielonkawą kulę, we wnętrzu której migotała słabnąca iskra. To była tylko jedna z tych bezużytecznych teraz rzeczy, które niegdyś uważano za magiczne. Teraz nie istniał już nikt, kto znałby zastosowanie magicznej kuli. Niemniej jednak dobrze wyglądała jako ozdoba w królewskiej komnacie.
Władczyni oderwała wzrok od dziwnie hipnotyzującego przedmiotu i podjęła przerwaną rozmowę, starając się poświęcić całą swą uwagę zaufanemu doradcy, lordowi Sylvainowi, który przyszedł przekazać jej najnowsze wieści z królestwa.
– To mówisz, lordzie Sylvainie, że w przyszłym tygodniu dostaniemy nową dostawę materiałów z Sertonu? – spytała.
Starszy mężczyzna patrzył przez chwilę w piwne oczy swej młodej królowej. Na ułamek sekundy przemknęło mu przez myśl, że jej oczy odbijają zielonkawą iskrę z wnętrza magicznej kuli. Ale to było tylko złudzenie.
– Tak, najpóźniej pod koniec przyszłego tygodnia – odparł, nie pozwalając królowej czekać na odpowiedź. – Wasza wysokość będzie wreszcie mogła zlecić uszycie tej swojej specjalnej sukni. – Uśmiechnął się.
Idunn odwzajemniła uśmiech raczej odruchowo. Jak to dobrze, że Sylvain nie chciał poruszać teraz żadnych królewskich spraw. Doskonale wiedział, kiedy władczyni nie jest w nastroju do rozmowy na poważne tematy. Znał ją prawie tak dobrze jak jej zmarły przed rokiem ojciec. Od śmierci ojca osiemnastoletnia Idunn sama sprawowała władzę, wspomagana przez członków Wyższej Rady, którzy służyli jej pomocą, jednak wciąż nie była pewna, czy może im wszystkim zaufać.
– Wasza wysokość pewnie chciałaby także wiedzieć, że nasi łowcy zabili kolejnego skabninga – dodał jeszcze lord Sylvain. – Jedna bestia mniej.
Królowa przesunęła palcem po gładko wypolerowanym oparciu krzesła. Podniosła na Sylvaina przygaszone spojrzenie, a jej dłoń odruchowo powędrowała do włosów, które lubiła nawijać na palec w chwilach zamyślenia lub zakłopotania.
– Bardzo mnie cieszy ta wiadomość – rzekła. – Widzę, że same dobre wieści mi dziś przynosisz, lordzie Sylvainie. Oby tak dalej.
Sylvain postanowił nie męczyć już teraz królowej. Nie nadeszło jeszcze południe, a Idunn już wyglądała na zmęczoną. Całe szczęście, że w królestwie od lat życie toczyło się tym samym rytmem, bo co zrobiłaby ta młoda dziewczyna, gdyby za jej panowania w Da'Unn zapanował niepokój?

***

Przycupnięty pod drzwiami Sharyen westchnął cicho. Wyprostował się i odsunął w cień za rogiem korytarza, gdzie wychodzący z komnat lord Sylvain nie mógł go zauważyć. Sharyen nie lubił tego staruszka. Odnosił wrażenie, że Sylvain próbuje zastąpić Idunn jej zmarłego ojca. A Idunn liczyła sobie już osiemnaście lat i sprawowała władzę nad całym Da'Unn, więc czy to nie najwyższy czas, aby dorosła i zaczęła radzić sobie sama? Królowa powinna być niezależna i sama umieć podejmować ważne dla kraju decyzje. Tymczasem nie było sprawy, której Idunn nie konsultowałaby z Wyższą Radą i przewodniczącym jej Sylvainem.
Sharyen dość już usłyszał. Co kogo obchodzą materiały z Sertonu i kolejny zabity skabning? To błahostki, a zapracowana królowa z pewnością ma ważniejsze sprawy na głowie. Idunn, choć radziła sobie z trudem, to sobie radziła. Gdy Sharyen widywał ją czasem, zmęczoną i niewyspaną, robiło mu się żal tej dziewczyny, która w zbyt młodym wieku musiała przyjąć na siebie zbyt wiele obowiązków. Dlatego w pełni popierał swoją partnerkę, potajemnie dążącą do dożywotniego zwolnienia Idunn z pełnionej funkcji. Oczywiście, że starsza, bardziej doświadczona i piękniejsza Alissa lepiej sprawdzi się w roli władczyni Da'Unn.
Sharyen niespiesznie podążył korytarzem ku drugiej części zamku, gdzie mieściły się komnaty Alissy. Załomotał w drzwi, chcąc uprzedzić ją o swoim przybyciu. Chłodny kobiecy głos ze środka nakazał mu wejść.
Alissa siedziała przy stole, zaciskając splecione dłonie na srebrnym pucharze. Gdy Sharyen wszedł, oddaliła gestem usługującą jej pokojówkę.
– Nie mam żadnych nowych wieści – powiedział na wstępie, nie zważając na nieobecny wzrok Alissy. – Królowa wciąż jest zapracowana. Ciągle tylko obowiązki i obowiązki. Biedna dziewczyna – parsknął, uśmiechając się dziko.
Twarz Alissy nawet nie drgnęła.
– Przykro mi to słyszeć – przyznała obojętnym tonem. – Chyba przydałby jej się wiekuisty odpoczynek.
– Masz już jakieś plany?
– Co byś powiedział na piknik, Sharyenie? – zapytała i wreszcie na niego spojrzała. Mgła zasnuwająca jej oczy zniknęła jak ręką odjąć, błękit jej tęczówek znów stał się przejrzysty. – Ja i Idunn, moja droga kuzynka, wiecznie zapracowana. Myślisz, że pozwoliłaby oderwać się od obowiązków choć na chwilę?
Sharyen nie mógł powstrzymać się od zerknięcia na zakryte lustro Shedu. Czy Alissa znów rozmawiała z demonem? Czy to on podsunął jej jakiś kolejny genialny pomysł, czy też wreszcie sama na coś wpadła?
– Myślę że zrobiłaby to z ochotą, gdybyś tylko złożyła jej taką propozycję – odparł.
Alissa powolnym gestem uniosła puchar do ust i upiła łyk wina.
– Wino, Sharyenie – rzekła. – To jest to, czego potrzebuję. Najlepsze, jakie znajdziesz w naszej piwniczce. Takie, które będzie Idunn smakować. Słodkie. Najlepiej z południa. Chyba czas trochę poczarować.
Sharyen zmarszczył brwi. Zagadkowa jak zwykle. I ten chaotyczny sposób wypowiadania się. Alissa albo wciąż była wytrącona z równowagi po rozmowie z Shedu, albo wino, które popijała, zdążyło już uderzyć jej do głowy.

1 komentarz: