sobota, 28 grudnia 2019

Da’Unn – rozdział 15.

XV

 

Realizacja planu zajęła dość dużo czasu, lecz rezultaty okazały się takie, jakich Sebastian oczekiwał. Stał w przejściu dla służby ponad godzinę, czekając, aż siedzący przy stoliku strażnicy pójdą na obchód. Wtedy podłożył dzban wina i dwa kubki, „pożyczone” z zamkowej kuchni. Tak, jak przewidywał, po powrocie z obchodu strażnicy ochoczo wzięli się za trunek. Wkrótce obydwaj spali. Tak wyglądała ta najłatwiejsza część planu.
Potrafił poruszać się niezauważony, wykorzystywał każdy cień i każdą niszę, przystając i nasłuchując. W zamku panowała cisza. Po ostatnim, dwunastym uderzeniu dzwonu, czuwali tylko strażnicy. Nie było łatwe pozostać niezauważonym w obrębie zamku aż do tak późnej pory. Jednak trzy lata polowań na potwory nauczyły Sebastiana ukrywać się, skradać i nie zwracać na siebie uwagi. Wykorzystał to i teraz.

Nie przeszkadzała mu ciemność, wręcz przeciwnie – działała na jego korzyść. Nieliczne latarnie, przygaszone na noc, nikłym blaskiem rozpraszały tylko odrobinę mroku, jednak łowca wolał trzymać się ścian i załomów korytarza, gdzie było najciemniej. W ten sposób dotarł aż pod same drzwi prywatnych komnat Alissy.
Na ten moment nie ułożył żadnego konkretnego planu. Nie przewidział co zrobi, gdy okaże się, że Alissa nie śpi. Jeśli będzie trzeba, będzie z nią walczył. Jej magia przeciwko jego broni. To byłby ciekawy pojedynek.
Sebastian położył dłoń na drewnianej pałce, noszonej przy pasie i sprawdził, czy zdoła szybko ją odpiąć. Nacisnął na ciężką mosiężną klamkę, a drzwi ustąpiły. Alissa najwyraźniej ufała swym strażnikom.
Przystanął. Cisza. W komnacie panowała ciemność. Wślizgnął się do środka, zamykając za sobą wrota na zasuwę.
Przez wielkie okna wpadał blady blask księżyca w pierwszej kwadrze. Kontury mebli rysowały się w ciemności, pozwalając na w miarę precyzyjną orientację. Sebastian zaczął się rozglądać. Nie mógł zapalić świecy. Musiał wystarczyć mu doskonały wzrok łowcy. To prawie jak polowanie na skabninga. Być cicho, polegać tylko na własnych zmysłach, być czujnym.
Zauważył lustro, o którym mówiła wróżka, a później służąca, przykryte czarnym aksamitem. Był ciekaw, jaką tajemnicę skrywa ten przedmiot. Podszedł do toaletki, na której stało, i delikatnie odchylił nakrycie.
Pod spodem kotłowała się ciemność. Powierzchnia lustra wyglądała jak niebo w burzową noc, gotowe uwolnić śmiertelnie niebezpieczne błyskawice. A więc miał do czynienia z jednym z magicznych przedmiotów, o których czytywał w książkach, a które nie powinny już istnieć. Na próżno usiłował sobie przypomnieć, czy wie coś o magicznych lustrach. Teraz nie czas na rozmyślanie. Teraz trzeba działać.
Drzwi do sypialni Alissy również nie zamknięto na klucz czy zasuwę. Z dłonią opartą na drewnianej pałce u pasa, wszedł do środka. Już nawet przestał się bać, że nie zastanie kobiety śpiącej, mimo iż mogła na niego czekać, wiedząc o tym, że przyjdzie. Kto wie, na co pozwalały jej te mroczne, magiczne praktyki. Może naszykowała dla niego jakąś powitalną niespodziankę.
Zachowywał się najciszej, jak tylko mógł, świadom, że każdy szelest może ujawnić jego obecność. Nie zamknął za sobą drzwi, gotów do ucieczki w razie najmniejszego niepowodzenia.
W wielkim łożu z baldachimem Alissa leżała na brzuchu, wtulona w poduszkę. Przykrywająca ją puchowa kołdra odsłaniała jej nagie plecy i jedną stopę.
Sebastian przystanął i patrzył na nią. Patrzył na nią długo.
Alissa była niewątpliwie piękną kobietą, a gdy tak spała, spokojna i bezbronna, chłopaka ogarnęły wątpliwości. Jak ktoś taki jak ona, taka śliczna, dziewczęca i delikatna, wtulająca się w poduszkę, mogłaby tak okrutnie potraktować swoją kuzynkę? Jak Alissa w ogóle może tak bezwzględnie dążyć do przejęcia władzy w Da'Unn?
Łowca zbliżył się do łoża. Mógłby zrobić Alissie krzywdę i nikt nie dowiedziałby się, że on tu był. Mógłby nawet ją zabić. Jednak w tym momencie, patrząc na nią i nie mogąc oderwać wzroku od zarysu jej nagich pleców, od burzy rozrzuconych długich czarnych włosów, od jej spokojnej twarzy i lekko rozchylonych ust, wiedział, że nie potrafiłby jej nawet tknąć.
Zaczął więc rozglądać się za tym, po co tu przyszedł. Jeżeli Alissa więziła Idunn w lochach, to powinna mieć do nich klucze gdzieś przy sobie. Bo chyba dbała o to, aby Idunn miała co jeść i pić? Chyba nie byłaby aż tak bezwzględna, aby skazywać swą kuzynkę na powolną śmierć z głodu i pragnienia?
Alissa nie miała kluczy na łańcuszku na szyi. Nie położyła ich też na szafce przy łóżku ani w kredensie.
Sebastian myszkował po komnacie, nie wywołując najmniejszego nawet szelestu. Otwierał i zamykał szuflady i szafki, zajrzał do ozdobnego dzbana na półce, zerknął nawet pod łóżko. Miał wrażenie, że spędził tu już zbyt wiele czasu, a wciąż musiał jeszcze dostać się do lochów i uwolnić Idunn.
Pozostała mu tylko toaletka, podobna do tej, na której w drugim pokoju stało magiczne lustro. Zerknąwszy na śpiącą spokojnie Alissę, otworzył szufladę. Poza wszelkimi rodzajami wsuwek i ozdób do włosów, znalazł tam także otwartą szkatułkę z biżuterią. Złote łańcuszki, pierścienie z brylantami, bogato zdobione bransoletki i kolczyki z kamieniami szlachetnymi błyszczały kusząco nawet ciemności. Z pewnością biżuteria Alissy warta była więcej niż roczny zarobek łowcy. Za jeden z pierścieni mógłby żyć wygodnie nawet i miesiąc lub dwa. Jednak Sebastian nie był złodziejem. Od czasu, gdy jako czternastolatek ukradł jabłko ze straganu, nie miał ochoty na kradzieże. Co prawda nikt nie przyłapał go na tym występku, jednak sama świadomość, że wziął coś, co do niego nie należało, nie płacąc, wywołała poczucie, że zrobił coś złego.
Od Alissy chciał tylko jej kluczy. I znalazł je. Leżały tuż za szkatułką z biżuterią. Ciekawe, czy tam właśnie je chowała, gdy nie nosiła ich przy sobie, czy też była to tymczasowa kryjówka. Oby okazało się także, że to te właściwe klucze.
Już miał je w garści i chciał wyciągać z szuflady, gdy, obróciwszy się dość niefortunnie, strącił z toaletki pusty srebrny pucharek. Zanim zdążył go złapać, równocześnie wyciągając klucze, pucharek upadł na podłogę, odbił się od niej z łoskotem, przeturlał się po podłodze i wylądował pod toaletką.
Sebastian zamarł, w jednej ręce ściskając klucze, a drugą sięgając do noszonej u pasa drewnianej pałki.
Alissa jęknęła przez sen i poruszyła się, podczas gdy Sebastian pochylił się i sięgnął po pucharek, nie spuszczając oczu z kobiety. Ale ona tylko odwróciła się na drugi bok, ułożyła dłoń pod policzkiem i spała dalej, nie zbudzona łoskotem.
Podniósłszy pucharek, nawet przestał już dbać o to, aby zachowywać się cicho. Chciał tylko opuścić komnaty Alissy i biec do lochów, by uwolnić Idunn jak najszybciej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz