Jeszcze szesnaście miesięcy temu Marin Machado miała wszystko: kochającego męża, własną sieć salonów fryzjerskich i ukochanego synka Sebastiana, który był dla niej całym światem. Jednak na kilka dni przed Świętami czteroletni Sebastian zostaje uprowadzony. Od tej pory życie Marin ulega całkowitej zmianie. Śledztwo w sprawie zaginięcia chłopczyka utyka w martwym punkcie, a Marin stopniowo popada w depresję. Owładnięta obsesją odnalezienia synka, wynajmuje prywatną detektyw Vanessę Castro. Jednak zamiast wieści o synku detektyw informuje Marin o romansie jej męża Dereka z młodą studentką McKenzie Li. Od tej pory Marin odnajduje w życiu nowy cel: zniszczyć kochankę męża.
Motyw uprowadzenia dziecka zdaje się w literaturze dość wyeksploatowany, dlatego po thrillerze psychologicznym „Małe sekrety” spodziewałam się powiewu świeżości. Książka zaczęła się ciekawie i z dość mocnym akcentem, także wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Sądziłam, iż fabuła książki będzie skupiać się przede wszystkim na dramacie matki, której dziecko zaginęło. Liczyłam na solidny wgląd w psychikę bohaterki, jej przeżycia i niepewność, czy po tak długim czasie jej mały synek odnajdzie się, a jeśli tak, to czy odnajdzie się żywy. I to właśnie dostałam! Autorka naprawdę potrafi skupić się na przeżyciach bohaterów, co czyni ich ludźmi z krwi i kości, a nie tylko papierowymi postaciami.
W miarę lektury uświadamiamy sobie, że tytułowe małe sekrety wcale nie są takie małe. Mamy tu nie tylko porwanie małego chłopca, ale i zdrady małżeńskie, podejrzane interesy, a nawet pewną intrygę, o której więcej nie powiem, żeby nie spoilerować.
Niestety jak pojawił się wątek McKenzie, książka zmieniła się w coś rodzaju głupiutkiej obyczajówki z odrobiną dramatu. Zniknęło początkowe napięcie i lektura przestała mnie pociągać tak jak na początku. Miałam wrażenie, że niektóre opisy i sytuacje związane z McKenzie służą jedynie wypełnieniu miejsca, bo jedyne, co wnosiły do fabuły, to możliwość nieco lepszego poznania tej bohaterki.
Na szczęście książkę ratuje zakończenie. Napięcie znów pojawia się w kilku ostatnich rozdziałach i chce się czytać do końca. Finał był dla mnie bardzo dobry i satysfakcjonujący. Nie zaliczyłabym „Małych sekretów” do najlepszych thrillerów psychologicznych, jakie czytałam, ale książka była w porządku i myślę, że miłośnikom gatunku powinna przypaść do gustu.
Wydawnictwo Muza
Premiera 12.11.2020 (dzisiaj!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz