poniedziałek, 24 stycznia 2022

Helen Fitzgerald - Jedyne wyjście (thriller psychologiczny) [RECENZJA]

 


23-letnia Catherine, dla której liczą się przede wszystkim znajomi i internet, za namową matki podejmuje pracę w domu opieki. Tam poznaje Rose, znaną ilustratorkę i autorkę książek dla dzieci. Staruszka cierpi na demencję, często traci kontakt z rzeczywistością, a jej umysł raz po raz wraca do przykrego wydarzenia z dzieciństwa. Rose uparcie twierdzi, że w domu opieki, w pokoju numer 7, dzieje się coś złego, ale kto by tam wierzył chorej na demencję staruszce. Jednak Catherine w końcu postanawia sprawdzić, co wzbudza niepokój kobiety. Wkrótce jednak przychodzi jej zmierzyć się nie tylko z tajemnicami domu opieki, lecz i z własnym dramatem.

Opis książki był taki obiecujący… I jeszcze informacja, że to thriller psychologiczny, nastawiałam się więc na dobrą lekturę. A tu klapa. Catherine, główna bohaterka, strasznie mnie irytowała - płytka i głupia dziewucha, co z tego, że w trakcie książki niby przechodziła jakąś przemianę. Rose Price była w porządku, jak była sobą, natomiast nie trawiłam jej, gdy zmieniała się w 10-latkę. Rozumiem, że przez swoją demencję jej umysł przenosił się w czasie do tego samego wydarzenia z dzieciństwa, ale ile razy można pisać o tej samej scenie? Po drugim razie miałam dość. Połowa książki to była jakaś obyczajówka - zmagania z chorobą, opieka itp. No smutne to było, opis choroby i śmierci bliskiej osoby, ale jeśli powieść miała być thrillerem psychologicznym, to niepotrzebne.

Niepokojąco zaczęło robić się dopiero pod koniec, gdy Catherine odkrywała, co naprawdę dzieje się w pokoju numer 7. Ale czy musiało to być aż tak obrzydliwe? Z wszelkiej gamy odczuć czułam jedynie niesmak. Samo zakończenie było w porządku, choć spodziewałam się czegoś takiego.

To była druga książka pani FitzGerald, którą przeczytałam. Pierwszą był „Wstyd”. I jeśli miałabym polecić „Jedyne wyjście” albo „Wstyd”, to wybrałabym tę drugą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz