poniedziałek, 15 sierpnia 2022

Andrea Mara - To jej wina (thriller psychologiczny) [RECENZJA]


 
Wyobraźcie sobie, że przychodzicie odebrać swoje dziecko z domu kolegi, do którego zostało zaproszone. Otwiera wam obca kobieta, która o niczym nie ma pojęcia. Waszego dziecka z pewnością u niej nie ma. Właśnie tak rozpoczął się koszmar Marissy Irvine. Jej czteroletni syn Milo znika i ani Marissa, ani jej mąż Peter, ani opiekunka nie wiedzą, co stało się z chłopcem. Wieść o zaginięciu czterolatka szerzy się po Dublinie, pojawiają się kolejne tropy, a na wierzch wychodzą sekrety, których dla dobra sprawy lepiej byłoby nie odkrywać.

„To jej wina” jest pierwszą przetłumaczoną na język polski powieścią bestsellerowej irlandzkiej autorki Andrei Mary. W tym thrillerze psychologicznym splatają się losy czterech kobiet, które poznajemy w obliczu jednej tragedii: zaginięcia małego Mila. Książka już na pierwszych stronach wrzuca czytelnika w sam środek akcji, kiedy to stajemy się świadkami sceny, gdy Marissa Irvine idzie odebrać swojego syna z domu innej mamy. Czyta się to tak, jakby samemu stało się na miejscu kobiety: od razu pojawiają się najpierw niepewność, potem niepokój, a potem autentyczne przerażenie, gdy wraz z Marissą zdajemy sobie sprawę, że chłopca nie ma tam, gdzie być powinien. Autorka naprawdę umie grać na emocjach, to muszę jej przyznać.

Później tempo co prawda zwalnia, lecz nie oznacza to, że autorka pozwala czytelnikom odpocząć. Czasem było co prawda trochę nudno, zwłaszcza gdy małżeństwo Irvine’ów i wspierające je osoby mogły tylko podejmować rozpaczliwe próby odnalezienia chłopca, rozklejając plakaty i rozmawiając z ludźmi. Lecz po takich nudniejszych fragmentach autorka podrzucała jakieś nowe tropy i informacje, z których powoli wyłaniał się obraz całości. Z czasem okazywało się także, że poszczególni bohaterowie skrywają coraz więcej niepokojących sekretów. Warto przy tym wspomnieć o świetnie wykreowanych portretach psychologicznych postaci. Naprawdę można poczuć ich emocje i wczuć się w ich sytuację. Podobała mi się zwłaszcza postać Carrie, dziewczyny o wielu twarzach.

Thrillery psychologiczne mają to do siebie, że przedstawione w nich nieraz tragiczne historie są z życia wzięte i tak naprawdę mogłyby przydarzyć się każdemu z nas. Wczuwamy się w sytuację bohaterów, a równocześnie doświadczamy też ulgi: „uff, jak dobrze, że to nie mnie przytrafiło się coś takiego”. W książce „To jej wina” ulgi doświadczymy dopiero po doczytaniu ostatniej strony, bo autorka nie odpuszcza aż do końca. Zakończenie jest naprawdę zaskakujące i mocne. I dodam, że nie chodzi tylko o to, czy mały Milo zostanie odnaleziony cały i zdrowy, czy też spodziewać się należy najgorszego. Ta historia sięga głębiej. I wciąga. Polecam.


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Muza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz