sobota, 19 października 2019

Da’Unn – rozdział 5.

V

 

Idunn przewracała się z boku na bok, zaplątana w wełniany koc. Od kilku godzin męczył ją ból głowy, a mdłości targały jej żołądkiem. Tłumaczyła sobie, że może zjadła za dużo słodyczy lub zbliża się miesiączka, jednak nie poszła ze swym problemem do nadwornego medyka. Zaraz po powrocie z pikniku, gdy tylko skończyła krótką rozmowę z lordem Sylvainem i lordem Sharyenem, dwoma członkami Wyższej Rady, zamknęła się w swoich komnatach i nakazała dopilnować, aby nikt jej nie przeszkadzał. Odmówiła także spożycia kolacji i odesłała swoją pokojówkę.

Usiłowała zapomnieć o złym samopoczuciu, wertując wielką księgę dziejów pierwszych władców Da'Unn, jednak nie potrafiła skupić się na lekturze. W końcu dała sobie spokój i położyła się do łóżka.
Leżała tak dopóty, dopóki miejski dzwon nie zaczął wybijać dwunastu nocnych uderzeń.
Pierwsze uderzenie: królowa odwróciła głowę, nasłuchując, czy aby na pewno się nie przesłyszała.
Drugie uderzenie: Idunn upewniła się co do tego, że usłyszany odgłos nie był dziełem jej wyobraźni.
Trzecie uderzenie: jęknęła, gdy ból głowy nasilił się.
Czwarte uderzenie: ogarnęło ją dziwne przeczucie, że jeśli nie wyjdzie ze swojej komnaty teraz, właśnie teraz, w środku nocy, to stanie się coś złego.
Idunn założyła skórzane trzewiki i sięgnęła po pozostawioną w fotelu granatową pelerynę z kapturem. Owinęła się nią i narzuciła kaptur, który ograniczał jej pole widzenia, ale czuła się pod nim bezpieczna i anonimowa. Dzwon wybijał dziesiąte uderzenie, gdy uchyliła ciężkie wrota i prześlizgnęła się przez powstałą szczelinę. Zamknęła je za sobą. Lepiej nie pozostawiać tak wyraźnych dowodów na to, że wymknęła się ze swoich komnat, nikogo nie powiadamiając.
Zresztą i tak nie miała zamiaru opuszczać zamku. Pójdzie chyba do Alissy, o tak. Choćby miała obudzić ją w środku nocy, to do niej pójdzie. Ciągnęło ją właśnie do niej, do jej pięknej i tak idealnej kuzynki. Kiedyś były przyjaciółkami, więc co stało się teraz? Co się stało? – Teraz Idunn nie miała już czasu nawet dla przyjaciół. Zaniedbała ich przyjaźń, oto, co się stało. Alissa poznała mężczyznę, którego pokochała, a Idunn została królową. Ot, takie przypadki, które rozdzieliły nierozłączne niegdyś kuzynki.
W zamkowych korytarzach panowała taka cisza, że gdyby ktoś upuścił igłę, odgłos rozszedłby się echem między murami. Idunn próbowała wtopić się w tę ciszę i ukryć się w ciemnościach, jednak – chociaż się starała – nie potrafiła chodzić bezszelestnie. Kiedyś, w dzieciństwie, przemykała tymi korytarzami niezauważana, a teraz, w nocy, gdy musiała tylko przejść do drugiej części zamku, drżała z obawy przed spotkaniem strażnika.
Potrafiła bezbłędnie poruszać się korytarzami, wykorzystywała dyskretne przejścia dla personelu i wiedziała, których miejsc unikać, aby nie trafić na patrolujących zamek strażników. Przedostała się do północno wschodniego skrzydła, które od lat zamieszkiwali pozostali członkowie rodziny królewskiej. Teraz mieszkali tam tylko Alissa i Sharyen, jej chłopak. Idunn pozwoliła mu zająć wolne komnaty, aby mógł być blisko ukochanej i aby Alissa nie czuła się taka samotna.
W głównym korytarzu Idunn zatrzymała się i zsunęła z głowy kaptur. O dziwo, poczuła się nieco lepiej. Ból głowy zelżał i mdłości ustąpiły. Najwyraźniej to nocna przechadzka ukoiła jej dolegliwości.
Przed wejściem do komnat Alissy stały dwie ciemne postacie. Królowa zadrżała, jednak nie zdziwiła się, widząc tutaj tę dwójkę razem. W końcu to ich część zamku. Mogą sobie robić co chcą, nawet przechadzać się o północy. Ale oni na nią czekali. To też ją nie zdziwiło. Ucieszyła się nawet, że nie zbudzi Alissy.
– Idunn – szepnęła Alissa i ruszyła ku niej bezszelestnym krokiem. Okrywająca ją czarna peleryna i kaptur, zlewający się kolorystycznie z jej rozpuszczonymi włosami, sprawiały, że sylwetka kobiety straciła na wyrazistości, mroczna i nieco bezkształtna jak nocny upiór, czający się pod łóżkiem Idunn, gdy jako dziecko spędzała pierwsze samotne noce w swej nowej, przeznaczonej specjalnie dla królewny, sypialni. Ale wtedy, w komnacie obok, zawsze była jej matka i mała Idunn mogła ją zawołać, a wówczas ona przychodziła i tuliła swą jedyną córkę do snu, cicho szepcząc, że nocne upiory nie istnieją.
– Idunn, jak się czujesz? – zapytała troskliwie Alissa, obejmując kuzynkę.
Królowa pokręciła głową, nagle niezdolna do wypowiedzenia chociaż słowa. Może i ból głowy oraz mdłości minęły, jednak tym razem czuła się jak złapana w niewidzialne sidła. Stała w bezruchu i nie próbowała się uwolnić, bo przeczucie podpowiadało jej, że gdy nocne upiory zakują ją w swe łańcuchy, to uwolnienie się z nich nie będzie już takie proste, o nie. Dlatego poddała się, pozwalając, aby to Sharyen i Alissa zrobili coś, cokolwiek, aby ją uratować. Może nawet straciła oparcie w nogach, bo mocne męskie ramiona oplotły ją w talii.
Tkwiła w tym dziwnym stanie, gdzieś na granicy snu i jawy, niesiona na rękach Sharyena. Chciała powiedzieć mu, żeby ją puścił, bo jest w stanie iść bez niczyjej pomocy, ale słowa uwięzły jej w gardle.
Schodzili po schodach. Dookoła panowała ciemność, rozświetlana jedynie przez nikły bladoniebieski poblask. Skąd wzięło się to dziwne światło? W miarę jak schodzili niżej, robiło się coraz zimniej. Idunn drżała. Myślała, że Alissa i Sharyen położą ją do łóżka. Przecież chyba tak powinni zrobić, widząc jej stan. A może to tylko sen? Może udało jej się zasnąć i śni realistyczny sen, z którego w końcu kiedyś się przebudzi? Tak, to na pewno jest sen. W rzeczywistości nie istnieją świecące zimnym błękitem... lampiony? Oczy jej kuzynki, Alissy, pięknej i idealniej, też nie iskrzą nienaturalnym błękitem. I Sharyen... On nie wygląda na takiego silnego, żeby nosić Idunn jak bezwładną szmacianą laleczkę. Idunn z całą pewnością śniła, choć kiedy otworzyła oczy, myśląc, że wraca do rzeczywistości, zły sen trwał nadal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz