XIII
W zamku panowało poruszenie. Wszyscy biegali jakby
przynajmniej gdzieś się paliło, jednak nikt nie ośmielił się powiedzieć głośno
o tym, co się stało. Był to bowiem dzień, w którym dwór obiegły pogłoski o
śmierci młodej królowej Da'Unn, uwielbianej przez wszystkich Idunn. Nie
wiadomo, kto pierwszy wypuścił tą niepotwierdzoną informację, jednak
rozprzestrzeniła się ona jak niekontrolowany ogień, sprawiając, że na dworze
królewskim wrzało. Na próżno zdały się zapewnienia Wyższej Rady, że wieść o
śmierci Idunn może być tylko prowokacją. Makabryczne znalezisko, widziane przez
przynajmniej kilka osób, dla wielu było wystarczającym potwierdzeniem śmierci
królowej, choć wszyscy tak bardzo pragnęli, aby to nie była prawda.
Właśnie z powodu tej wrzawy Alissa nie wychodziła ze
swoich komnat. Postanowiła udawać, że nie wie, co tak naprawdę się stało i dzisiejszego
dnia nie pokazywać się publicznie, choć Wyższa Rada pewnie i tak wyciągnie ją i
grzecznie poprosi, aby rzuciła kilka uspokajających słów. Ludzie lubili słuchać
Alissy, a Alissa lubiła mówić, przynajmniej dopóty, dopóki czuła towarzyszącą
jej magię, którą jak sieci zarzucała na wielbiące ją tłumy.
Do jej pokoju dziennego zajrzała służąca.
– Pani, lord Sylvain pragnie się z tobą zobaczyć –
oznajmiła.
Alissa podniosła wzrok znad pucharu z winem.
– Wpuść go – odrzekła od niecenia.
Już czegoś od niej chcieli. Ale, jakby nie było,
zastępowała królową. Lepiej być w centrum wydarzeń, niż nie robić zupełnie nic.
Gdy usłyszała odgłos otwieranych drzwi, wstała od
stołu, wsunęła krzesło i oparła się o nie.
Lord Sylvain wszedł sztywno do komnaty. Wyglądał jakby
postarzał się o kilka lat. Zmarszczki na jego twarzy pogłębiły się, a szare
oczy przygasły.
– Lady Alisso. – Ukłonił jej się. – Przepraszam, że
niepokoję cię tak z rana, jednak mam złe wieści.
Wzięła głęboki oddech.
– Proszę, powiedz, że nie chodzi o Idunn.
– Chodzi o Idunn. Ona...
– Nie! – Alissa wplotła palce we włosy, obejmując
głowę rękoma i na chwilę zamykając oczy.
– Alisso. – Chyba po raz pierwszy zwrócił się do niej
po imieniu, nie dodając żadnych grzecznościowych tytułów. Czyżby zawiązywała się
między nimi pewnego rodzaju poufałość? – Około siódmego uderzenia dzwonu, w
sali tronowej dokonano dość makabrycznego znaleziska. Ktoś zostawił na tronie
zakrwawioną sukienkę, tę prostą złoto-brązową, którą Idunn tak lubiła. Była tam
także szkatułka. – Lord Sylvain przerwał i spuścił głowę. Po chwili, gdy Alissa
wbiła w niego pytające spojrzenie swych niebieskich oczu, kontynuował: –
Szkatułka z odciętym palcem. – Sylvain wyciągnął do niej dłoń. Alissa już
myślała, że przyniósł jej ten palec, ale mężczyzna trzymał dwa pierścienie:
jeden królewski i jeden złoty z brylantem. Obydwa znała. Obydwa należały do
Idunn. Królowa nigdy ich nie zdejmowała.
– To... – zaczęła zdławionym głosem, choć w duchu
śmiała się, śmiała się tak głośno, że z trudem panowała nad sobą, aby nie
roześmiać się też na głos.
Lord Sylvain skinął głową.
– Tak. Te pierścienie należą do Idunn. Palec
najprawdopodobniej też. Alisso. – Mężczyzna zbliżył się do niej, a ona spuściła
głowę, niezdolna, aby spojrzeć mu w oczy. Bała się, że zobaczy w nich coś
niewłaściwego, co zaprzeczy wyrazowi smutku i zaniepokojenia, które starała się
ukazać na twarzy. – Alisso, obawiamy się, że Idunn... – Przełknął głośno. – Że
Idunn... nie żyje...
– Nie... – Alissa przygarbiła się i zacisnęła dłonie
na oparciu krzesła. – To niemożliwe. Nie. – Pozwoliła, aby pojedyncza łza
spłynęła po jej policzku. Doprawdy, potrafiła świetnie udawać.
Sylvain wrzucił pierścienie Idunn do kieszeni bluzy i
położył dłoń na ramieniu Alissy. Zadrżała pod jego dotykiem, choć był to zwykły
pocieszający gest. Mężczyzna odsunął krzesło i delikatnie zachęcił Alissę, aby
usiadła. Klapnęła ciężko na siedzeniu i zaraz sięgnęła po dzban, aby dolać
sobie wina. Zaproponowała również Sylvainowi, a on – choć spodziewała się, że
odmówi – wziął z kredensu kielich i nalał sobie trunku. Usiadł przy stole i
wypił kilka łyków naraz.
– Alisso – zaczął – nawet jeśli Idunn żyje, jeśli do
nas wróci, to są obawy, że nie będzie już zdolna do sprawowania swojego urzędu.
– Co? – Zmarszczyła brwi. – Dlaczego tak sądzisz?
Sylvain westchnął.
– Przykro mi to mówić, ale Idunn... Idunn nie jest
wystarczająco silna, aby przetrwać takie... takie tortury. Nawet jeśli wciąż
żyje, to... to... Wybacz, ale nie potrafię o tym mówić.
– Lordzie Sylvainie, Idunn może być silniejsza, niż
nam się wydaje.
– Obyś miała rację, pani. Jednak jak na razie
królestwo pozostaje bez władcy. Mam nadzieję, że dobrze znasz Kodeks Da'Unn,
lady Alisso?
O tak, znała Kodeks wystarczająco dobrze, aby
wiedzieć, że według prawa okres bezkrólewia nie powinien trwać więcej niż
dziesięć dni. Po tym czasie Wyższa Rada zobowiązana jest koronować następcę
monarchy lub w razie jego braku przeprowadzić wybory.
– Co sugerujesz, lordzie Sylvainie?
– W przypadku braku dziedzica, tron może objąć osoba
nosząca królewskie nazwisko i spokrewniona ze zmarłym władcą. – Sylvain
sparafrazował słowa Kodeksu. – Wyższa Rada chciałaby widzieć na tronie ciebie,
lady Alisso. Jesteś jedyną osobą godną zajęcia miejsca Idunn.
Uśmiechnęła się w duchu, jednak na twarz przybrała
jeszcze bardziej nieszczęśliwy wyraz. Już wyobrażała sobie siebie, dumnie
stojącą na podwyższeniu w sali tronowej, podczas gdy Najwyższy Kapłan będzie
wkładał na jej głowę delikatną złotą koronę.
– To nie będzie sprawiedliwe wobec Idunn – odparła po
chwili obustronnego milczenia. – Nie mamy pewności, że ona nie żyje, a zanim tę
pewność nabierzemy, może minąć dużo czasu.
Sylvain spuścił wzrok.
– Właśnie o ten czas nam chodzi – przyznał cicho. –
Chociaż mamy dobre stosunki z Sertonem, sąsiednia Galmancja jest gotowa złamać
warunki rozejmu, przynajmniej dopóki na ich tronie będzie zasiadał ten stary...
– Król – dokończyła za niego Alissa, uśmiechając się
pod nosem.
Starszy mężczyzna uniósł brew.
– Tak, król. Przed trzydziestoma laty, gdy wstępował
na tron, był gotów podbić wszystkie sąsiednie kraje, aby rozciągnąć terytorium
Galmancji aż do morza. Uratował nas tylko rozejm. Gdy władca Galmancji dowie
się, że tron Da'Unn pozostaje pusty, będzie gotów sam po niego sięgnąć.
– W jego wieku to bardziej prawdopodobne, że wyśle
któregoś ze swoich synów – mruknęła Alissa.
– Racja. – Mimo smutku, Sylvain uśmiechnął się
delikatnie. – Alisso, mamy jeszcze tydzień na podjęcie decyzji. Jesteś silną
kobietą i szybko się uczysz. Jestem pewien, że potrafiłabyś sprawować najwyższą
władzę w królestwie.
– Lordzie Sylvainie, ale ja w ogóle nie jestem na to
gotowa...
Machnął ręką.
– Idunn też nie była. Mimo tego sobie radziła. Masz
prawo odmówić, jednak wtedy Wyższa Rada będzie zmuszona wybrać na władcę kogoś
zupełnie nowego. Ludzie cię znają i lubią, Alisso. Byłabyś świetną królową.
– Dziękuję, Sylvainie, jednak... – Zawahała się
sztucznie. – Nie wiem, czy będzie to sprawiedliwe wobec Idunn. Jeśli ona żyje,
to tron wciąż należy do niej.
– Alisso, Kodeks nie przewiduje instytucji
„tymczasowego władcy”. Nawet jeśli Idunn żyje, jeśli ją odnajdziemy, to
istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że nie będzie w stanie już rządzić.
Zrobimy jednak wszystko, żeby Idunn wróciła do zdrowia, równocześnie utrzymując
na tronie właśnie ciebie.
Czyżby Sylvain wolał widzieć na tronie właśnie ją,
Alissę, a nie Idunn? Kobieta pokręciła głową.
– Nie podoba mi się to.
Sylvain odłożył swój puchar i wstał.
– Proszę, przemyśl to wszystko, co ci powiedziałem.
Wiem, że jesteś przygnębiona z powodu Idunn, jednak w tobie cała nasza
nadzieja. I pamiętaj, Alisso: dobry władca powinien być mądry i sprawiedliwy, a
także dążyć do tego, aby w jego królestwie panował pokój. Wkrótce otrzymasz
pierścień, który będzie ci o tym przypominał.
Kobieta wstała, aby odprowadzić wychodzącego lorda. Nie powiedział już
ani słowa, lecz wyszedł, pozostawiając ją z poważną sprawą do przemyślenia. Nie
musiała jednak długo się zastanawiać. Była pewna, że zrobi wszystko, aby objąć
tron. Całe szczęście, że Sylvain ją popierał, bo już zaczynała myśleć, czy nie
powinien on podzielić losów Idunn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz