piątek, 20 maja 2022

Luanne Rice - Ostatni dzień (thriller psychologiczny, dramat) [RECENZJA]


 
W Black Hall, zamożnym i spokojnym nadmorskim miasteczku, dochodzi do okrutnego morderstwa. Ofiarą zbrodni pada Beth Lathrop, właścicielka lokalnej galerii sztuki, a wraz z nią ginie jej nienarodzone dziecko. Znika także cenny obraz, z którym wiąże się tragiczna historia z przeszłości: ten sam obraz został skradziony i odzyskany wiele lat temu, a podczas napadu zginęła matka Beth i jej siostry Kate. Teraz Kate, wstrząśnięta śmiercią siostry, postanawia rozwikłać tajemnicę morderstwa Beth i dokładnie prześledzić ostatnie tygodnie jej życia. Sprawą zabójstwa zajmuje się także policyjny detektyw Conor Reid. Razem z Kate próbują dociec, kto i dlaczego pragnął śmierci Beth i jaką rolę odgrywa zaginiony obraz.

Powieść „Ostatni dzień” to moje pierwsze zetknięcie z twórczością Luanne Rice. Do sięgnięcia po książkę zachęcił mnie opis, obiecujący tajemnicze morderstwo i związany z nim obraz. Wraz z bohaterami zapragnęłam odkryć, co jedno ma wspólnego z drugim i ochoczo zabrałam się do lektury. Powieść ta nie jest jednak kryminałem. Można ją opisać raczej jako połączenie thrillera psychologicznego, dramatu rodzinnego i poniekąd także powieści obyczajowej.

Pierwsze rozdziały zapowiadały się obiecująco: znalezienie ciała Beth Lathrop i związane z tym okoliczności, początek śledztwa, Pete, mąż Beth jako główny podejrzany, i zdruzgotana siostra i przyjaciółki zmarłej, które próbują dociec prawdy i odkryć tajemnice Beth. Niestety im głebiej w książkę, tym bardziej śledztwo schodziło na dalszy plan, a autorka skupiała się na ujawnianiu kolejnych szczegółów z życia Beth. Samo śledztwo ciągnęło się i ciągnęło, było kilku podejrzanych, ale brakowało mi jakiegoś przełomu czy nowych tropów. Conor Reid, jako prowadzący sprawę detektyw, był dla mnie kompletnym nieudacznikiem. Błądził po omacku i nie robił zupełnie nic poza słabo zarysowanymi rutynowymi czynnościami, co przybliżyłoby go do rozwiązania zagadki. Tyle czasu bez postępów sprawiło, że przez większą część książki raczej się nudziłam. Odkrywane w tym czasie tajemnice Beth Lathrop nie były dla mnie ani jakoś szczególnie znaczące, ani szokujące.

Jak zwykle zatrzymam się też na chwilę przy bohaterach. Wspomniałam już o detektywie Reidzie, warto więc też napisać parę słów o Kate, głównej bohaterce i siostrze Beth. Niby ciekawa postać - pilotka, kobieta niezależna, ale brakowało mi w niej jakiejś autentyczności. Nie mniej jednak jak dla mnie to właśnie ona i jej zaangażowanie pomogły rozwiązać sprawę śmierci Beth. Żeby nie było, że aż tak wszystko krytykuję, to plusik także dla psa Popcorna. Żadnej roli nie odegrał, ale był.

Dłużyła mi się ta lektura i ciężko mi było się wciągnąć. Liczyłam, że zakończenie i ostateczne rozwiązanie sprawy jakoś uratują tę książkę w moich oczach, ale właściwie to sprawa rozwiązała się jakoś tak sama. Jak dla mnie motyw sprawcy był niejasny. Brakowało mi jakiegoś zwrotu akcji czy przełomu. Ot, była to książka do przeczytania na raz. Jeżeli ktoś szuka raczej spokojniejszej lektury, w której większą rolę odgrywają rodzinne tajemnice i życie bohaterów, to powieść „Ostatni dzień” powinna się spodobać.


Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz