Na terenie Anglii dochodzi do serii tajemniczych, pozornie niezwiązanych ze sobą makabrycznych morderstw. Sprawca nie pozostawia po sobie żadnych śladów, a śledztwo tkwi w miejscu. Wkrótce pojawia się teoria, iż sprawca naśladuje najsłynniejszych morderców z przeszłości, lecz dla policjantów nie jest to wiarygodny trop. Echo Man, bo takim przydomkiem zostaje okrzyknięty morderca, zaczyna uderzać coraz częściej. Aby posunąć śledztwo do przodu, śledczy muszą więc wziąć pod uwagę wszystkie możliwości - nawet teorię o naśladowcy. Lecz czy zdążą rozwiązać sprawę, nim morderca doprowadzi swój okrutny plan do końca?
„Echo Man” do debiutancka powieść brytyjskiej autorki Sam Holland. Zaczynając czytać, nie wiedziałam nawet, że to debiut, od razu bowiem zwrócił moją uwagę wysoki poziom literacki i merytoryczny książki. Wielu z Was słyszało zapewne o mordercach, którzy zyskali złą sławę, dokonując zbrodni tak makabrycznych, że pozostawały w pamięci jeszcze długo po ujęciu i skazaniu sprawcy. Ed Kemper, Jeffrey Dahmer czy Zodiak to tylko niektóre z nazwisk, o których przypomnimy sobie podczas lektury „Echo Mana”. Autorka bowiem posłużyła się znanymi zbrodniami, by w swej powieści wykreować mordercę doskonałego: inteligentnego, bezwzględnego i nieuchwytnego. Jedyną nadzieją policji jest, że sprawca w końcu popełni błąd. Czytając, sama odczułam tę beznadziejną sytuację, w jakiej znalazła się prowadząca śledztwo policja, i tę ciążącą na nich presję. Autorka wysoko postawiła sobie poprzeczkę, musiała bowiem zmierzyć się z trudną kwestią: jak rozwiązać sprawę, gdy morderca nie pozostawia praktycznie żadnych wiarygodnych tropów i nieustannie wodzi śledczych za nos? A poradziła sobie naprawdę po mistrzowsku.
Książka trzyma w napięciu już od pierwszych stron, kiedy to stajemy się świadkami jednego z morderstw, a później podpalenia domu Jess Ambrose, kiedy to ginie jej mąż. Kiedy Jess Ambrose staje się główną podejrzaną w sprawie zabójstwa męża, postanawia na własną rękę dociec prawdy, współpracując z byłym detektywem Nate’em Griffinem. To właśnie Jess, Griffin oraz policjantka Cara Elliott byli głównymi bohaterami powieści, a także jednymi z jej większych atutów. Postać Jess była naprawdę intrygująca - bohaterka ta bowiem działała nieszablonowo i nieraz mnie zaskakiwała. Co do Griffina, to kiedy się pojawił, pomyślałam, że to bardzo nieprzyjemny typ i raczej go nie polubię, lecz potem, gdy poznawałam go lepiej, nawet się do niego przekonałam. Podobało mi się też, w jaki sposób zostały zbudowane jego relacje z Jess.
Lecz co najbardziej zwraca uwagę w tej książce, to wszechobecny mrok i makabra. Muszę Was ostrzec, że autorka nie oszczędza czytelnika. Mamy tutaj opisy brutalnych zabójstw i tortur oraz opisy miejsc zbrodni. A smaczku dodają jeszcze rozdziały pisane z perspektywy samego mordercy! I mimo tych okropieństw książka jest naprawdę świetna. Cały czas coś się dzieje i nie sposób się nudzić, a krótkie rozdziały sprawiają, że czyta się naprawdę szybko. Co do ostatecznego rozwiązania sprawy to miałam już wcześniej swoje podejrzenia, jak to się może skończyć, i częściowo się one potwierdziły, więc zakończenie aż tak mnie nie zaskoczyło. Czegoś mi pod koniec zabrakło, ale i tak mi się podobało. Zdecydowanie polecam, jeśli szukacie mrocznej, szokującej i zarazem wciągającej lektury.
Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu Muza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz