Daniel i Laura, para Anglików, wybierają się w długą podróż po Europie. Wszystko idzie zgodnie z planem, póki nie docierają do Rumunii. Tam, kiedy zasypiają w nocnym pociągu, ktoś okrada ich z dokumentów, biletów i pieniędzy. Po kłótni z pogranicznikami para zostaje wyrzucona z pociągu wraz z nowopoznaną znajomą Aliną. Nie pozostaje im nic innego, jak ruszyć wzdłuż torów w stronę najbliższego miasta. Lecz po drodze ich nowa znajoma Alina znika w lesie. Szukając jej, Laura i Daniel odnajdują tajemniczy dom na polanie. To, co w nim znajdą, nie będzie dawać im spokoju jeszcze długo po powrocie do Londynu. Wydarzenia z Rumunii wywracają ich życie o 180 stopni. Laura stopniowo popada w paranoję, a Daniel szuka zapomnienia w kieliszku. W końcu jednak postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i zatrudnia prywatnego detektywa, którego zadaniem jest znaleźć powiązanie między tym, co wydarzyło się w Rumunii, a niepokojącymi wydarzeniami, które obojgu przytrafiają się w Londynie.
„Zło pójdzie za tobą” to druga z książek Marka Edwardsa, z którą miałam przyjemność, wiedziałam więc, że po autorze mogę spodziewać się mrocznej i trzymającej w napięciu historii i właśnie na to liczyłam, sięgając po jego najnowszą powieść. „Zło pójdzie za tobą” ekscytuje już od samego początku, kiedy to para Brytyjczyków wsiada do nocnego pociągu, którym mają dostać się do Rumunii. A później robi się niepokojąco: środek nocy, opuszczona stacja pośrodku niczego, wokół las i ten straszny dom, do którego docierają. Tam coś się wydarza. Tylko właśnie co?! Autor porzucił wątek w najciekawszym momencie, by przenieść nas o trzy miesiące, już do Londynu. Wydaje się, że w Londynie będzie spokojniej, że życie bohaterów wróciło do normy, ale nic podobnego. Laurze i Danielowi przytrafiają się różne dziwne zdarzenia, a autor cały czas trzyma czytelnika w uścisku, nie pozwalając dowiedzieć się, co wydarzyło się w tamtym domu w Rumunii. I gdy już, już wydaje nam się, że poznamy dalszy ciąg tamtej historii, nagle dzieje się coś, co znów nas od tego odrywa. Ach, jakże ja nie mogłam wybaczyć panu Edwardsowi tych zabiegów, choć równocześnie podziwiałam go za mistrzowskie stopniowanie napięcia.
Wydarzenia w książce w większej części poznajemy z perspektywy Daniela. Jako główny bohater był on taki sobie, choć spośród osób zamieszanych w „sprawę z domem” wydawał się najbardziej racjonalny w przedstawianiu faktów i najbardziej zdeterminowany, by poznać prawdę. Laura była ciekawa głównie ze względu na paranoję, w którą popadała stopniowo. Spoglądając na wydarzenia z jej perspektywy, nie można było być do końca pewnym, co dzieje się naprawdę, a co jest tylko wytworem jej umysłu. Mimo że Laura i Daniel w założeniu mieli być trzydziestoparolatkami, momentami miałam wrażenie, jakbym czytała o młodszych osobach, tak ze dwadzieścia parę lat maks, ale mimo iż czasem wydawali mi się niedojrzali, tutaj jakoś nieszczególnie mi to przeszkadzało. Także kreacja bohaterów - okej, ale w pamięć mi nie zapadną.
Kiedy w końcu dowiedziałam się, co wydarzyło się w tamtym przeklętym domu, byłam odrobinkę zawiedziona. Owszem, spodziewałam się czegoś mrocznego i strasznego, ale może też bardziej spektakularnego, oczekiwałam też, że główni bohaterowie byli jakoś bardziej zaangażowani w tamte wydarzenia. Podobało mi się zakończenie, kiedy to wydawało się, że znów dojdzie do strasznych rzeczy i tylko główni bohaterowie mogli im zapobiec. Trzymało w napięciu aż do końca - i ta nutka niepewności w końcowym rozdziale, dotycząca Laury i pewnego telefonu - taka wisienka na torcie. Czy polecam? Zdecydowanie, bo ja od tej książki naprawdę nie mogłam się oderwać. Warto przeczytać choćby ze względu na to, że cały czas trzyma w napięciu i zdecydowanie nie będziemy się przy niej nudzić.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Muza.
Premiera 16.11.2022
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz