I
Oczy ukazującego się w lustrze demona pałały krwistym
blaskiem czerwieni.
– Zabij ją – powtarzał za każdym razem, gdy pozwalano
mu wejrzeć do świata ludzi.
Słysząc po raz kolejny te pełne nienawiści słowa,
Alissa i tym razem odmówiła.
– Zabij ją i daj mi skosztować jej krwi, a uczynię cię
najpotężniejszą na świecie – kusił ją. – Będziesz panować nie tylko nad Da'Unn,
ale i nad wszystkimi królestwami, których tylko zapragniesz.
– Nie. – Mimo iż jej głos brzmiał stanowczo, kobieta
drżała. To rysujące się w lustrze oblicze, twarz przypominająca ludzką, lecz
nie mająca w sobie ani odrobiny człowieczeństwa, te czerwone ślepia, pozbawione
tęczówek i źrenic, napawały Alissę lękiem. Nie mogła jednak dać poznać po
sobie, że się boi, bo Shedu jak nikt inny potrafił wyczuć strach, odkryć
słabości i gotów był wykorzystać je przeciwko niej samej.
A jednak po raz kolejny mu się sprzeciwiła. Zrobiła to
i gdzieś w środku odczuła odrobinę satysfakcji z tego powodu.
– W jaki inny sposób chcesz pozbyć się królowej, jeśli
nie zabijając ją? – zadrwił Shedu, a jego mroczne oblicze wykrzywiło się w
prześmiewczym grymasie. Wyglądał jeszcze bardziej przerażająco i Alissa
pragnęła zakryć lustro, aby nie musieć na niego patrzeć, jednak nie zakończyli
jeszcze rozmowy.
– Najpierw przejmę władzę, a potem ją zabiję. –
Zdobyła się na chłodny uśmiech. – Pozwól mi zrobić to po swojemu.
– Jak sssobie życzysz, Alisso. Pamiętaj jednak, że
beze mnie jesteś tylko nic nieznaczącą, słabiutką czarodziejką. Magia zanika,
dziewczyno, i niewiele osób potrafi ją praktykować. A ja mogę naprawdę wiele.
– Nie mam zamiaru odrzucać twojej pomocy. Odnoszę
jednak wrażenie, że mnie nie doceniasz. Nie chcę, abyś wciąż dyktował mi, co
mam robić.
– Jak sobie życzysz, Alisso, jak sssobie życzysz. –
Shedu zaśmiał się okrutnie. Był to dźwięk nie z tego świata, głęboki, grzmiący,
jakby to samo piekło się z niej naśmiewało.
Alissa miała dość. Poderwała się z szezlonga,
odrzuciła na plecy długie czarne włosy i doskoczyła do lustra. Shedu wycofał
się odrobinę, jego wizerunek spowiła półprzezroczysta szarawa mgła. Tylko
czerwone ślepia lśniły tak samo intensywnie. Jednym szybkim ruchem kobieta
przykryła lustro. Nie służyła demonom. To demony miały służyć jej.
***
Królowa Idunn przerwała swą przechadzkę po komnacie,
zatrzymując się przy kredensie z ciemnego drewna. Wbiła wzrok w stojącą nań
zielonkawą kulę, we wnętrzu której migotała słabnąca iskra. To była tylko jedna
z tych bezużytecznych teraz rzeczy, które niegdyś uważano za magiczne. Teraz
nie istniał już nikt, kto znałby zastosowanie magicznej kuli. Niemniej jednak
dobrze wyglądała jako ozdoba w królewskiej komnacie.
Władczyni oderwała wzrok od dziwnie hipnotyzującego
przedmiotu i podjęła przerwaną rozmowę, starając się poświęcić całą swą uwagę
zaufanemu doradcy, lordowi Sylvainowi, który przyszedł przekazać jej najnowsze
wieści z królestwa.
– To mówisz, lordzie Sylvainie, że w przyszłym
tygodniu dostaniemy nową dostawę materiałów z Sertonu? – spytała.
Starszy mężczyzna patrzył przez chwilę w piwne oczy
swej młodej królowej. Na ułamek sekundy przemknęło mu przez myśl, że jej oczy
odbijają zielonkawą iskrę z wnętrza magicznej kuli. Ale to było tylko
złudzenie.
– Tak, najpóźniej pod koniec przyszłego tygodnia – odparł,
nie pozwalając królowej czekać na odpowiedź. – Wasza wysokość będzie wreszcie
mogła zlecić uszycie tej swojej specjalnej sukni. – Uśmiechnął się.
Idunn odwzajemniła uśmiech raczej odruchowo. Jak to
dobrze, że Sylvain nie chciał poruszać teraz żadnych królewskich spraw.
Doskonale wiedział, kiedy władczyni nie jest w nastroju do rozmowy na poważne
tematy. Znał ją prawie tak dobrze jak jej zmarły przed rokiem ojciec. Od
śmierci ojca osiemnastoletnia Idunn sama sprawowała władzę, wspomagana przez
członków Wyższej Rady, którzy służyli jej pomocą, jednak wciąż nie była pewna,
czy może im wszystkim zaufać.
– Wasza wysokość pewnie chciałaby także wiedzieć, że
nasi łowcy zabili kolejnego skabninga – dodał jeszcze lord Sylvain. – Jedna
bestia mniej.
Królowa przesunęła palcem po gładko wypolerowanym
oparciu krzesła. Podniosła na Sylvaina przygaszone spojrzenie, a jej dłoń
odruchowo powędrowała do włosów, które lubiła nawijać na palec w chwilach
zamyślenia lub zakłopotania.
– Bardzo mnie cieszy ta wiadomość – rzekła. – Widzę,
że same dobre wieści mi dziś przynosisz, lordzie Sylvainie. Oby tak dalej.
Sylvain postanowił nie męczyć już teraz królowej. Nie
nadeszło jeszcze południe, a Idunn już wyglądała na zmęczoną. Całe szczęście,
że w królestwie od lat życie toczyło się tym samym rytmem, bo co zrobiłaby ta
młoda dziewczyna, gdyby za jej panowania w Da'Unn zapanował niepokój?
***
Przycupnięty pod drzwiami Sharyen westchnął cicho.
Wyprostował się i odsunął w cień za rogiem korytarza, gdzie wychodzący z komnat
lord Sylvain nie mógł go zauważyć. Sharyen nie lubił tego staruszka. Odnosił
wrażenie, że Sylvain próbuje zastąpić Idunn jej zmarłego ojca. A Idunn liczyła
sobie już osiemnaście lat i sprawowała władzę nad całym Da'Unn, więc czy to nie
najwyższy czas, aby dorosła i zaczęła radzić sobie sama? Królowa powinna być
niezależna i sama umieć podejmować ważne dla kraju decyzje. Tymczasem nie było
sprawy, której Idunn nie konsultowałaby z Wyższą Radą i przewodniczącym jej
Sylvainem.
Sharyen dość już usłyszał. Co kogo obchodzą materiały
z Sertonu i kolejny zabity skabning? To błahostki, a zapracowana królowa z
pewnością ma ważniejsze sprawy na głowie. Idunn, choć radziła sobie z trudem,
to sobie radziła. Gdy Sharyen widywał ją czasem, zmęczoną i niewyspaną, robiło mu
się żal tej dziewczyny, która w zbyt młodym wieku musiała przyjąć na siebie
zbyt wiele obowiązków. Dlatego w pełni popierał swoją partnerkę, potajemnie
dążącą do dożywotniego zwolnienia Idunn z pełnionej funkcji. Oczywiście, że
starsza, bardziej doświadczona i piękniejsza Alissa lepiej sprawdzi się w roli
władczyni Da'Unn.
Sharyen niespiesznie podążył korytarzem ku drugiej
części zamku, gdzie mieściły się komnaty Alissy. Załomotał w drzwi, chcąc
uprzedzić ją o swoim przybyciu. Chłodny kobiecy głos ze środka nakazał mu
wejść.
Alissa siedziała przy stole, zaciskając splecione
dłonie na srebrnym pucharze. Gdy Sharyen wszedł, oddaliła gestem usługującą jej
pokojówkę.
– Nie mam żadnych nowych wieści – powiedział na
wstępie, nie zważając na nieobecny wzrok Alissy. – Królowa wciąż jest
zapracowana. Ciągle tylko obowiązki i obowiązki. Biedna dziewczyna – parsknął,
uśmiechając się dziko.
Twarz Alissy nawet nie drgnęła.
– Przykro mi to słyszeć – przyznała obojętnym tonem. –
Chyba przydałby jej się wiekuisty odpoczynek.
– Masz już jakieś plany?
– Co byś powiedział na piknik, Sharyenie? – zapytała i
wreszcie na niego spojrzała. Mgła zasnuwająca jej oczy zniknęła jak ręką odjąć,
błękit jej tęczówek znów stał się przejrzysty. – Ja i Idunn, moja droga
kuzynka, wiecznie zapracowana. Myślisz, że pozwoliłaby oderwać się od
obowiązków choć na chwilę?
Sharyen nie mógł powstrzymać się od zerknięcia na
zakryte lustro Shedu. Czy Alissa znów rozmawiała z demonem? Czy to on podsunął
jej jakiś kolejny genialny pomysł, czy też wreszcie sama na coś wpadła?
– Myślę że zrobiłaby to z ochotą, gdybyś tylko złożyła
jej taką propozycję – odparł.
Alissa powolnym gestem uniosła puchar do ust i upiła
łyk wina.
– Wino, Sharyenie – rzekła. – To jest to, czego
potrzebuję. Najlepsze, jakie znajdziesz w naszej piwniczce. Takie, które będzie
Idunn smakować. Słodkie. Najlepiej z południa. Chyba czas trochę poczarować.
Sharyen zmarszczył brwi. Zagadkowa jak zwykle. I ten chaotyczny sposób
wypowiadania się. Alissa albo wciąż była wytrącona z równowagi po rozmowie z
Shedu, albo wino, które popijała, zdążyło już uderzyć jej do głowy.
Nawet spoko, czekam na dalszy ciąg
OdpowiedzUsuń