sobota, 4 stycznia 2020

Da’Unn – rozdział 16.

XVI

 

Uczęszczając do miejskiej szkoły, Sebastian miał dostęp do jednej z największych bibliotek w stolicy. Jako nastolatek czytywał o dawnych władcach Da'Unn, o wojnach z sąsiednią Galmancją, o bohaterskich wyczynach wielkich wojowników, a także o zamkach. Przeglądał nawet stare plany kilkukrotnie przebudowywanej siedziby władców Da'Unn. Obecny zamek był stosunkowo nowy, lecz jedna jego część pozostawała nieprzebudowywana przez stulecia. Były to lochy i część piwnic w północno wschodnim skrzydle zamku. Dlatego Sebastian wiedział, gdzie powinno znajdywać się wejście do lochów.
Zszedł do piwnic, teraz używanych tylko jako skład wszelkich materiałów służących do napraw i remontów. Leżały tu zakurzone deski, sterty dachówek, jakieś łańcuchy o wielkich ogniwach, zwoje sznurów, drabiny. W piwnicach Sebastian musiał sięgnąć po pochodnię. Zapalił ją od ostatniej lampy w korytarzu na górze i osłonił dłonią, choć to i tak nic nie dało. Blask ognia zostałby zauważony przez każdego, kto w tej chwili znalazłby się w podziemiach. Ale kto chciałby schodzić tu, do tak nieprzyjemnego miejsca, teraz, późną nocą?

Drzwi do lochów, nieużywane od dziesięcioleci, przystawione niewielką drewnianą skrzynią, Sebastian dostrzegł niemal od razu. Przyświecił pochodnią dookoła, szukając oznak, że ktoś ostatnio się tu kręcił. Spodziewał się ujrzeć choćby ślady butów, odbite w kurzu i pyle zalegającym na klepisku. Śladów butów nie znalazł, lecz tuż przy skrzyni w klepisku powstały niewielkie wyżłobienia, mogące wskazywać, że była ona przesuwana, choć równie dobrze wyżłobienia mogły pochodzić sprzed kilkunastu lat.
Łowca pchnął skrzynię jedną ręką. Okazała się pusta i wyjątkowo lekka. Możliwe, że ustawiono ją tu celowo. Drzwi do lochów zostały wykonane z grubego drewna, a wzmocniono je żelazem. Zamykająca je wielka kłódka pokryta była rdzą, lecz wciąż pozostawała nienaruszona. Po co ktoś miałby zamykać lochy, których już od dawna się nie używa?
Sebastian wyciągnął pęk kluczy i zaczął je przeglądać. Było ich pięć, z czego dwa wyglądały na wyraźnie starsze. Pierwszy okazał się za mały jak na tę kłódkę, więc łowca nawet nie próbował wkładać go do zamka. Natomiast drugi pasował idealnie. Kłódka otworzyła się z metalicznym chrzęstem, a płatki rdzy posypały się na klepisko.
Wsunąwszy pochodnię przez szczelinę w drzwiach, łowca zerknął w ciągnący się dalej mroczny korytarz. Nasłuchiwał. Kiedy nie usłyszał zupełnie żadnego odgłosu, wszedł do środka. Drzwi do lochów pozostawił uchylone.
Korytarz rozgałęział się tylko raz i właśnie stamtąd Sebastian usłyszał kroki i czyjś ciężki oddech. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, opadł na niego ciężki miecz. Łowca uskoczył, w ostatniej chwili unikając ciosu w ramię. Upuścił pochodnię, jednak w uchwytach w ścianie płonęły dwie kolejne, tak więc mógł doskonale widzieć swojego przeciwnika. Był to jeden ze strażników, wielki i dobrze zbudowany. Na czarnym skórzanym napierśniku nosił godło Da'Unn. A więc królewska straż przyboczna. A to ci dopiero zdrajca! Brał udział w porwaniu królowej, której powinien bronić, a nawet oddać za nią życie, gdyby zaszła taka potrzeba.
Sebastian sięgnął po ukryty w bucie nóż, a drugą ręką odpiął drewnianą pałkę. Miecz strażnika śmignął tuż obok jego ucha. Mężczyzna nie wydawał żadnych odgłosów, tylko oddychał ciężko i skakał wokół zwinnego łowcy, a nieruchome zatęchłe powietrze od czasu do czasu przecinał świst jego wielkiego miecza. Sebastian, z racji że dysponował tylko nożem i pałką, nie mógł przejść do bezpośredniego ataku, więc skupiał się głównie na unikaniu ostrza. Chciał zadać cios, wykorzystując chwilę nieuwagi przeciwnika, jednak strażnik nie pozwalał się zaskoczyć. W końcu szkolony był do obrony najważniejszych osób w królestwie.
Łowca zamachnął się pałką, zachodząc strażnika od tyłu, aby zadać cios w głowę, lecz ten odwrócił się nagle, a jego miecz śmignął w powietrzu. Przez moment Sebastian widział oczy swojego przeciwnika, tak ciemne, jakby w ogóle nie miały tęczówek, a potem ostrze przecięło materiał jego bluzy i wbiło się w jego ramię. Chłopak krzyknął, odrzucony na ścianę. Wylądował na niej plecami, krzywiąc się z bólu, jednak zaraz odbił się i wykorzystał impet uderzenia, aby drewnianą pałką przyłożyć strażnikowi. Najpierw z całej siły zdzielił go w ramię, aż ten zatoczył się, a potem zakończył pojedynek, waląc w tył głowy. Strażnik padł na podłogę bez przytomności.
Skaleczone ramię Sebastiana bolało, a krew wsiąkała w rękaw jego bluzy, jednak to było tylko draśnięcie, nie miał czasu teraz się nim zajmować. Pochylił się nad strażnikiem i sprawdził jego puls. Mężczyzna żył, jednak po takim uderzeniu jeszcze długo nie odzyska przytomności. Na wszelki wypadek Sebastian wziął jego miecz, wycierając go wcześniej z własnej krwi, i wsunął do pochwy przy pasie leżącego. Odpiął pas i wyciągnął go spod niego, by odłożyć broń poza zasięg strażnika, by wyglądało to tak, jakby mężczyzna w ogóle zapomniał przytroczyć miecz.
Cele znajdowały się po lewej i po prawej stronie, kraty do większości z nich stały otworem lub ledwo trzymały się na zardzewiałych zawiasach. W niektórych ścianach wciąż tkwiły łańcuchy i metalowe kajdany.
Sebastian zwalniał przy każdej celi i przyświecał sobie pochodnią. Co kilkanaście kroków przystawał i nasłuchiwał. Jeśli więziono tu Idunn, to królowa najprawdopodobniej spała.
Gdy wydawało mu się, że wędruje bez końca, niespodziewanie korytarz odbił w prawo. Łowca szedł chwilę wzdłuż ściany, aż natrafił na kolejne wejście do celi. Kraty trzymały się w zawiasach, zamknięte na całkiem nową kłódkę. Sebastian z bijącym szybko sercem podszedł bliżej. Odór nieczystości zatrzymał go w miejscu, jednak łowca zmusił się, aby zajrzeć do celi. Blask trzymanej przez niego pochodni oświetlił drobną postać, leżącą na drewnianej pryczy i zaplątaną w koc, a także ślady krwi. Mnóstwa krwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz