XIX
Lord Sylvain wymienił spojrzenie z siedzącym obok
lordem Averysem.
– Wasza wysokość – zwrócił się ponownie do wyjątkowo
rozkojarzonej Alissy, licząc na to, że przyciągnie jej uwagę, gdy użyje
królewskiego tytułu. – Słuchasz mnie w ogóle?
– Nie jestem jeszcze królową – odparła i nawet nie
oderwała wzroku od trzymanego w wilgotnych dłoniach kielicha z winem.
– Ale już za dwa dni nią będziesz, pani, i musisz się
do tego przyzwyczajać – rzekł lord Averys surowo, a jego krzaczasta brew
uniosła się.
– Tak, tak, wiem, ale... – Alissa odstawiła kielich i
zaczęła przesuwać go po blacie stołu z jednej dłoni do drugiej. – Ale...
Lordzie Sylvainie, mówiłeś coś?
Sylvain westchnął. Jeszcze nigdy nie widział Alissy
tak rozkojarzonej.
Zaczął opowiadać jej o planach wydania za mąż Idunn,
które to miały pozostać aktualne wobec nowej królowej. Z każdym jego słowem
Alissa czuła, jak rośnie w niej gniew. Wyższa Rada planowała wydać ją za mąż,
nie uwzględniwszy nawet jej zdania na ten temat!
– Proponuję wrócić do tej rozmowy znacznie później,
gdy nasza sytuacja już się uspokoi – powiedziała Alissa lodowatym tonem, gdy
Sylvain zakończył swój monolog. – Na razie nie chcę słyszeć o tym, że szukacie
dla mnie męża.
– Jak sobie życzysz, pani. – Sylvain wstał, a Averys
podążył za jego przykładem. – Wobec tego nie będziemy cię już niepokoić.
Proponuję, abyś jutro wzięła sobie wolne, lady Alisso. Pojutrze, w samo
południe, czeka cię koronacja i pragniemy, abyś była wypoczęta i przygotowana.
– Dziękuję. – Zmusiła się do zimnego uśmiechu. Idunn
nie miała nawet dnia przerwy od królewskich obowiązków, a ona, Alissa, ledwo je
przejęła, a już pozwalali jej rzucić wszystko i oddać się własnym sprawom.
Choćby takim, jak fakt, że Idunn jakimś cudem zniknęła z lochów.
Lordowie skinęli Alissie głowami i wyszli,
odprowadzani przez jej lodowate spojrzenie. Gdy tylko zamknęły się za nimi
drzwi i została sama, Alissa machnęła ręką. Kielich zleciał ze stołu,
rozpryskując resztki wina, uderzył w ścianę i upadł na podłogę. Alissa gniewnym
ruchem starła z policzka kroplę wina.
– Shedu! – warknęła, a aksamitne czarne nakrycie,
ukrywające lustro, pofrunęło na podłogę. Powierzchnia lustra zafalowała, a
czerwone ślepia rozjarzyły się.
– Alissso, twój gniew chyba zaraz rozsadzi ramy mojego
więzienia – zasyczał Shedu, a jego mroczne oblicze nabrało wyrazistości.
– Nie kpij sobie ze mnie – warknęła, a nieco ciszej
dodała: – Idunn zniknęła. Ktoś musiał pomóc jej w ucieczce.
– Mówiłem, że trzeba było ją zzzabić...
– Nie jestem morderczynią! – Uważając, aby nie dotknąć
powierzchni, Alissa zacisnęła palce na ramie lustra. – Zresztą i tak chciałam
to zrobić, ale później.
– Zwlekałaś i zwlekałaś, aż w końcu straciłaś swoją
szansssę. – Shedu zaśmiał się okrutnie, aż Alissa potrząsnęła lustrem. – Czego
ode mnie oczekujesz?
– Teraz to już niczego. Sama sobie poradzę! – Na powrót zakryła lustro.
Shedu się z niej naśmiewał, a ona nie mogła tego znieść. Sharyen wyjechał i nie
miała z kim porozmawiać. Strażnik pilnujący Idunn zawiódł, więc wyrzuciła go z
zamku, każąc mu już nigdy się tu nie pokazywać. Alissa została sama, a gdzieś
zapewne czaił się ten, kto pomógł Idunn w ucieczce. Ale to nie jest istotne. W
końcu nie po to przez wiele lat opanowywała praktyki magiczne, aby teraz z nich
nie skorzystać. Pewien ciekawy czar przyda jej się w szczególności i wcale a
wcale nie będzie potrzebowała do tego Shedu, lecz wyłącznie jego mocy. Oj,
Idunn dotkliwie odczuje ponowne wejście do zamku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz