sobota, 11 stycznia 2020

Da’Unn – rozdział 17.

XVII

 

Sebastian szarpnął za kłódkę, dopiero później przypominając sobie, że przecież powinien mieć klucz. Odnalazł go wśród tych, które zabrał Alissie i już po chwili wpadł co celi, a wśród kamiennych ścian rozległ się metaliczny dźwięk zatrzaskiwanych krat.
– Królowo! – Sebastian włożył pochodnię w uchwyt w ścianie i przypadł do dziewczyny. Odgarnął splątane włosy i zbadał jej puls. Żyła, choć oddychała płytko, a jej serce biło słabo i powoli. Rozchylone usta Idunn były wyschnięte i popękane, poznaczone śladami krwi. Zaschnięta krew przylgnęła także do spuchniętego rozpalonego czoła królowej i do jej ubrania.

Szybkim spojrzeniem ogarnąwszy celę, łowca dostrzegł tylko pusty dzban i przepełnione wiadro z nieczystościami. Jak oni mogli trzymać ją, królową, w takich warunkach?
– Królowo! – Potrząsnął jej ramieniem. – Wasza wysokość, obudź się.
Nie obudziła się. A więc nie spała. Była nieprzytomna. To znacznie komplikowało sprawę.
Sebastian zaczął wyplątywać dziewczynę z koca. Chciał zbadać, skąd wzięła się krew. Jeżeli królowa była ranna, to musiał pomóc jej w miarę możliwości.
Ujął jej lewą dłoń, owiniętą chustką, która kiedyś pewnie była biała, teraz jednak przybrała brunatną barwę i zesztywniała od krwi. Rozwinął ją. I odskoczył jak oparzony.
Królowej brakowało palca serdecznego. Ktoś odciął go, kalecząc przy tym pozostałe palce, i nie zadbał nawet o to, aby zamknąć ranę. Wokół kikuta zebrała się ropa i zaschnięta krew.
Łowca przełknął i wziął głęboki oddech. Najważniejsze to zachować spokój. Gorączka i utrata krwi pozbawiły Idunn przytomności. Prawdopodobnie nie jadła i nie piła od... Od wyjazdu Sharyena? Dwa dni. Od wyjazdu Sharyena minęły dwa dni.
Sebastian nie dysponował niczym, co mogłoby posłużyć do zawinięcia okaleczonej dłoni dziewczyny. Materiał jego bluzy był za gruby, aby go drzeć, wziął więc brudną chustkę i zrobił z niej prowizoryczny opatrunek. Musiało wystarczyć do czasu, aż zabierze ją do siebie. Pozwoli Idunn wrócić do zamku dopiero wtedy, gdy dziewczyna odzyska pełnię sił, aby mogła zmierzyć się z Alissą.
Owinął Idunn kocem i narzucił na jej głowę kaptur jej granatowej peleryny. Podniósł królową ostrożnie. Nawet nie jęknęła. Mógł nieść ją na rękach, ale wtedy, gdyby został zaatakowany, nie miałby jak się obronić. Pozostawało mu tylko przerzucić dziewczynę przez bark, jedną ręką ją przytrzymując, a do drugiej biorąc pochodnię.
Ruszył ostrożnie w drogę powrotną. Na zewnątrz rozbrzmiały dwa uderzenia dzwonu. Wciąż panowała głęboka noc. Piękna Alissa wciąż spała w swoim wielkim łożu, nie śniąc nawet o tym, że jakiś sprytny łowca właśnie ratuje prawowitą królową.
Najbardziej obawiał się przejścia przez miasto. Choć w dzień wytyczył najkrótszą drogę do swojej chatki, to kto wie, co może spotkać go w nocy. Nocami raczej nikt nie przenosi rannych królowych, przewieszonych przez ramię jak worek. Nie miał jednak wyboru. Musiał podjąć to ryzyko lub zostawić Idunn w zamku, gdzie byłaby na łasce i niełasce Alissy. Wystarczyło tylko, żeby Wyższa Rada wpuściła kuzynkę do komnat królowej, a ta czarownica z pewnością znalazłaby jakiś sposób na pozbawienie Idunn życia, równocześnie odsuwając od siebie wszelkie podejrzenia.
W mieście panowała cisza. O tak późnej porze zamierało już nawet nocne życie, a bywalcy karczm i szynków spali smacznie w swoich domach lub w wynajętych pokojach. W żadnym z mijanych domów Sebastian nie dostrzegł nawet zapalonej świeczki.
Mieszkał sam w drewnianej chatce na obrzeżach miasta. Żył z dala od miejskiego zgiełku, bliżej pól i lasu, tak, jak mu się podobało.
Wszedłszy do ciemnej izby, zamknął za sobą drzwi na zasuwę. We własnym domu potrafił orientować się nawet i w zupełnych ciemnościach, dlatego od razu skierował się do mniejszej nieco izby sypialnianej, gdzie położył Idunn na łóżku. Natychmiast zapalił świece, aż w pomieszczeniu zrobiło się jasno i przytulnie. Teraz musiał zająć się nieprzytomną królową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz