X
Sebastian wbiegł na leśną polanę w momencie gdy słońce
schowało się za horyzontem. Na niebie ciągnęły się różowo-pomarańczowe chmury i
wciąż było jasno, jednak łowca czuł presję, powinien bowiem opuścić las zanim
zapadnie zmrok. Mimo iż wziął ze sobą część broni używanej w polowaniach na
potwory, przebywanie w lesie po zmroku nie należało do najlepszych pomysłów.
Stanąwszy na środku polany, łowca rozejrzał się,
podziwiając jej magiczny urok, i zaczął nucić. Najpierw nucił cicho, prostą
melodię, która stopniowo przybierała na sile. Głos Sebastiana przechodził w
gardłowy pomruk, a każdy dźwięk, odpowiednio zaintonowany, tworzył tę dość
niezwykłą i tajemniczą melodię. Las jakby ucichł, nasłuchując. Zrobiło się
nieco ciemniej, a rosnące wśród paproci i starych drzew dzwonki ożyły. Ich
główki uniosły się, a niebieskie płatki emanowały delikatnym poblaskiem. W
Da'Unn wciąż pozostała odrobina magii i tylko nieliczni – a Sebastian pośród
nich – wiedzieli, jak ją zbudzić.
W cieniu drzew pojawiły się maluteńkie świetliste
postacie, trzepocząc skrzydełkami i powoli wyłaniając się z gęstniejącego
mroku. Były to wróżki, zbudzone przepełnioną magią melodią nuconą przez
Sebastiana. Mężczyzna stał, delikatnie rozpościerając ramiona, aby wróżki
wiedziały, że nie ma złych zamiarów i nie chce ich skrzywdzić. Wystarczył jeden
nieostrożny ruch i wszystkie odlecą, nie pozostawiając po sobie nawet śladu.
Wróżki poznały już Sebastiana. Czasem przychodził na
polanę i prosił je o drobne przysługi, a w zamian za to śpiewał im lub grał na
flecie. Uwielbiały muzykę. Siadywały wtedy na kwiatach, kołysząc się delikatnie
wraz z nimi, i patrzyły jak urzeczone w chłopaka.
Dwa małe stworzonka podleciały do niego na
półprzezroczystych skrzydełkach. Drobne twarzyczki z wielkimi oczami zwróciły
się ku niemu.
– Chciałbym was prosić o przysługę – zaczął Sebastian,
wpatrzony we wróżki, które teraz zaczęły migotać różnokolorowymi poświatami.
Wróżki zaćwierkały między sobą cieniutkimi głosikami.
– Chciałbym, aby dwoje z was poleciało do komnat lady
Alissy, kuzynki królowej, i sprawdziło, czym zajmuje się ta kobieta, o czym
rozmawia i z kim – ciągnął Sebastian. Wróżki idealnie nadawały się do takich
zadań ze względu na swoją umiejętność latania i doskonałą sztukę kamuflażu. Ich
drobne ciałka potrafiły przybrać niemalże każdy kolor, a skrzydełka poruszały
się szybko jak u ważki.
– Powiedz tylko kiedy, a polecimy i zrobimy to, o co
prosisz – zaszczebiotały głosiki. Ciężko było stwierdzić, czy przemawia jedna z
wróżek, czy też kilka mówi naraz.
– Dziś wieczorem, zaraz jak się ściemni. Wiecie, gdzie
mnie szukać. Będę grał na flecie, będę grał cały wieczór, oczekując was.
Unoszące się przed nim dwie wróżki, które teraz przybrały
fioletowoniebieską barwę świecących dzwonków, zakołysały się w powietrzu, co
oznaczało zgodę. Sebastian zamknął oczy i znów zaczął nucić. Tym razem melodia
była krótka i prosta. Gdy otworzył oczy, po wróżkach nie pozostał nawet ślad,
dzwonki znów zwieszały swe główki, a niebo nad lasem wciąż jeszcze się
różowiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz