sobota, 9 listopada 2019

Da’Unn – rozdział 8.

VIII

 

Łowcy, podzieleni na pięcioosobowe grupki, stali rzędami w dużej sali audiencyjnej. Było ich dwudziestu pięciu, a większość stanowili krzepcy młodzi mężczyźni. Wyższa Rada zebrała ich w zamku, ponieważ to oni, polując na potwory, najlepiej poznali okoliczne lasy i znali wszelkie czające się w nich zagrożenia. Rada postanowiła zlecić im nowe zadanie: przeszukać owe lasy, odnaleźć jakiekolwiek wskazówki mogące świadczyć o tym, co stało się z zaginioną królową. Zamek został już przeszukany, po mieście wciąż krążyła królewska gwardia, zaglądając do każdego domu, sklepu, magazynu, kryjówki. I jak dotąd, mimo iż mijał już trzeci dzień od zaginięcia królowej, wciąż nie odnaleziono Idunn lub jakichkolwiek wskazówek zdradzających miejsce jej pobytu. Jedynie do lasów jeszcze nikt się nie zapuścił.

Łowców pozostawiono wraz z Alissą. Do nowych obowiązków kobiety, obok rozmów z poddanymi, którzy masowo zaczęli pojawiać się w zamku, żądając wyjaśnień, co stało się z ich królową, dołączyło również nadzorowanie poszukiwań Idunn, w czym pomagali jej Sharyen i dwóch innych członków Rady.
Kobieta przechadzała się przed łowcami powoli i z gracją, poruszając się prawie bezszelestnie mimo butów na wysokich obcasach. Przyglądała im się bacznie, a mężczyźni albo odpowiadali jej zuchwałymi spojrzeniami, albo odwracali wzrok, byleby tylko nie patrzeć w te chłodne błękitne oczy. Większość z łowców poznaczona była bliznami. Ich ramiona, a nawet i twarze, nosiły znamiona licznych walk stoczonych z kreaturami czającymi się w okolicznych lasach, uprzykrzającymi życie myśliwym, drwalom lub podróżnikom. Alissa nigdy nie widziała na oczy żadnego z tych potworów, ale gdy była młodsza, przeglądała księgi z opisami i ilustracjami magicznych skabningów, trójokich jaszczurów i innych okropieństw. Raczej nie chciałaby spotkać takich na żywo.
Przyglądała się łowcom, myśląc o tym, co powinna im powiedzieć. W zasadzie to byli już podzieleni na grupki i wystarczyło tylko wysłać ich do lasu. Zatrzymała się przed młodym mężczyzną, który przyciągnął jej uwagę bystrym spojrzeniem szarych oczu, w których nie zauważyła ani odrobiny szacunku dla niej samej. Błyszczała w nich kpina, jakby łowca nie traktował poważnie swojego zadania. Wyróżniało go także coś jeszcze. Jego twarzy, gładko ogolonej, nie szpeciła najmniejsza nawet blizna. Jego przedramion również. Albo był nowy i nie stoczył jeszcze prawdziwego boju z żadnym potworem, albo podczas polowań zachowywał niezwykłą ostrożność.
Obserwowała go, ciekawa, jak długo zniesie jej spojrzenie. Studiowała mięśnie rysujące się pod opinającą jego tors kamizelą, przyjrzała się jego przystojnej twarzy i wyobraziła sobie, że wplata dłonie w te krótkie nastroszone czarne włosy.
– Ty, łowco – zwróciła się do niego chłodno, ani myśląc się uśmiechać.
– Tak, pani? – odparł, nie przestając bezczelnie się jej przyglądać.
– Jak ci na imię?
– Sebastian, pani.
Sebastian. Zapamiętam cię, Sebastianie, pomyślała.
– Kto przewodzi twojej grupce?
– Ja, pani.
Czyżby jej się wydawało, czy naprawdę na ułamek sekundy uśmiechnął się drwiąco? Inni łowcy stali nieporuszeni, a on śmiał zachowywać się tak bezczelnie wobec niej, Alissy, przyszłej królowej?
– Dobrze, Sebastianie. Zabierzesz swoją grupę w pobliże Skał i sprawdzicie tamtejsze jaskinie.
Sebastian jakby nieco zbladł. Wszyscy, z Alissą włącznie, wiedzieli, że Skały i tamtejsze jaskinie to najniebezpieczniejsze miejsce w okolicznych lasach. Można było spotkać tam nie tylko skabningi, ale i rozbójników, mających w jaskiniach swoje kryjówki. Łowcy raczej nie zapuszczali się w tamte tereny, pozostawiając tamtejsze potwory rozbójnikom, równie doświadczonym w polowaniach jak oni sami. Można by rzec, że mieli nawet z nimi pewien rodzaj niepisanej umowy: wy wybijacie potwory, a my nie wchodzimy wam w drogę.
– Pani, śmiem rzecz, że nasza piątka – Sebastian wskazał swoich towarzyszy, którzy teraz wydawali się nieco bardziej zaangażowani w rozmowę między swoim przywódcą a Alissą – to za mało, aby czuć się bezpiecznie w pobliżu Skał. Czają się tam rozbójnicy, a oni raczej nie lubią, gdy wchodzi się im w drogę.
– To może czas to zmienić? – warknęła Alissa. – Mamy pozwalać, aby po naszych lasach panoszyli się jacyś bandyci? Mogę wysłać wraz z tobą mały oddział żołnierzy, jeśli dzięki temu będziesz czuł się bezpieczniejszy, Sebastianie.
Mężczyzna groźnie zmarszczył brwi. Jego oczy błyszczały gniewnie, a gdy się odezwał, jego głos ociekał chłodnym opanowaniem.
– Pani, nie chcę kwestionować twoich decyzji, jednak nie wydaje mi się, aby rozbójnicy mieli coś wspólnego ze zniknięciem naszej królowej. Oni nie porywają ludzi, jeśli nie muszą tego robić. Mają tam tylko kryjówki na łupy, a grasują przy szlakach handlowych, które, jak ośmielę się zauważyć, dzięki naszej królowej są teraz lepiej chronione.
Alissa miała ochotę tupać ze złości. Jeśli teraz wycofa się ze swoich postanowień, to wyjdzie na uległą i niekonsekwentną. A jeśli stanowczo nakaże łowcom udać się w tamte rejony, to wykaże się brakiem rozwagi. Sebastian miał bowiem rację. Rozbójnicy nie porywają ludzi, a Idunn podwoiła patrole na szlakach handlowych. I tak źle, i tak niedobrze.
– Więc, Sebastianie, skoro twierdzisz, że rozbójnicy nie są tacy źli, to udasz się do nich wraz z resztą grupy, dasz im sakiewkę z królewskiego skarbca i grzecznie porozmawiasz z nimi na temat zniknięcia naszej królowej. Po waszym powrocie dopilnuję, abyście dostali premię do wynagrodzenia. Czy odpowiada ci taki, układ, Sebastianie?
Młody mężczyzna wyprostował się. W jego szarych oczach wciąż czaiła się chęć zakwestionowania jej rozkazów. Alissa chętnie pozbyłaby się tej arogancji, którą tak jawnie okazywał. Och, już ona nauczyłaby go, co to znaczy szacunek do władców.
– Chyba nie mogę się nie zgodzić – odparł przystojny łowca. – Jednak ja nie mogę mówić za całą moją grupę.
– A wy? – Chcąc nie chcąc, Alissa musiała zwrócić się do pozostałej czwórki.
– Zrobimy, jak sobie życzysz, pani – odpowiedział mężczyzna równie młody jak Sebastian, jednak znacznie bardziej od niego pokorny. Reszta tylko pokiwała głowami.
– Co się tyczy pozostałych... – Alissa przeszła dalej, skupiając na sobie uwagę reszty łowców. – Odsyłam was na tereny, na których zazwyczaj polujecie. Jeśli są tam jakieś jaskinie, macie je sprawdzić. Zaczynacie jutro z samego rana, wieczorem niech każda z grup przyśle mi swojego przywódcę z raportem.
– Tak, pani – odpowiedzieli jej chóralnie, a na twarzy Alissy pojawił się cień uśmiechu. Wreszcie miała nad kimś władzę i wreszcie mogła robić co chciała.
Dopóki będzie przewodzić poszukiwaniom, zadba o to, aby Idunn nie została odnaleziona. Może nawet skieruje poszukiwania na fałszywy trop lub wymyśli coś genialnego, co przybliży ją do tronu. Zgodnie z kodeksem, ustanowionym przed laty przez pradziadka Idunn i wciąż stosowanym, okres bezkrólewia nie mógł trwać dłużej niż dziesięć dni. Alissie pozostało jedynie utwierdzić Wyższą Radę w przekonaniu, że nigdy nie znajdą Idunn. A przynajmniej nie znajdą jej żywej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz