VIII
Łowcy, podzieleni na pięcioosobowe grupki, stali
rzędami w dużej sali audiencyjnej. Było ich dwudziestu pięciu, a większość
stanowili krzepcy młodzi mężczyźni. Wyższa Rada zebrała ich w zamku, ponieważ
to oni, polując na potwory, najlepiej poznali okoliczne lasy i znali wszelkie
czające się w nich zagrożenia. Rada postanowiła zlecić im nowe zadanie:
przeszukać owe lasy, odnaleźć jakiekolwiek wskazówki mogące świadczyć o tym, co
stało się z zaginioną królową. Zamek został już przeszukany, po mieście wciąż
krążyła królewska gwardia, zaglądając do każdego domu, sklepu, magazynu,
kryjówki. I jak dotąd, mimo iż mijał już trzeci dzień od zaginięcia królowej,
wciąż nie odnaleziono Idunn lub jakichkolwiek wskazówek zdradzających miejsce
jej pobytu. Jedynie do lasów jeszcze nikt się nie zapuścił.
Łowców pozostawiono wraz z Alissą. Do nowych
obowiązków kobiety, obok rozmów z poddanymi, którzy masowo zaczęli pojawiać się
w zamku, żądając wyjaśnień, co stało się z ich królową, dołączyło również
nadzorowanie poszukiwań Idunn, w czym pomagali jej Sharyen i dwóch innych
członków Rady.
Kobieta przechadzała się przed łowcami powoli i z
gracją, poruszając się prawie bezszelestnie mimo butów na wysokich obcasach.
Przyglądała im się bacznie, a mężczyźni albo odpowiadali jej zuchwałymi
spojrzeniami, albo odwracali wzrok, byleby tylko nie patrzeć w te chłodne
błękitne oczy. Większość z łowców poznaczona była bliznami. Ich ramiona, a
nawet i twarze, nosiły znamiona licznych walk stoczonych z kreaturami czającymi
się w okolicznych lasach, uprzykrzającymi życie myśliwym, drwalom lub
podróżnikom. Alissa nigdy nie widziała na oczy żadnego z tych potworów, ale gdy
była młodsza, przeglądała księgi z opisami i ilustracjami magicznych
skabningów, trójokich jaszczurów i innych okropieństw. Raczej nie chciałaby
spotkać takich na żywo.
Przyglądała się łowcom, myśląc o tym, co powinna im
powiedzieć. W zasadzie to byli już podzieleni na grupki i wystarczyło tylko
wysłać ich do lasu. Zatrzymała się przed młodym mężczyzną, który przyciągnął
jej uwagę bystrym spojrzeniem szarych oczu, w których nie zauważyła ani
odrobiny szacunku dla niej samej. Błyszczała w nich kpina, jakby łowca nie
traktował poważnie swojego zadania. Wyróżniało go także coś jeszcze. Jego
twarzy, gładko ogolonej, nie szpeciła najmniejsza nawet blizna. Jego przedramion
również. Albo był nowy i nie stoczył jeszcze prawdziwego boju z żadnym
potworem, albo podczas polowań zachowywał niezwykłą ostrożność.
Obserwowała go, ciekawa, jak długo zniesie jej
spojrzenie. Studiowała mięśnie rysujące się pod opinającą jego tors kamizelą,
przyjrzała się jego przystojnej twarzy i wyobraziła sobie, że wplata dłonie w
te krótkie nastroszone czarne włosy.
– Ty, łowco – zwróciła się do niego chłodno, ani
myśląc się uśmiechać.
– Tak, pani? – odparł, nie przestając bezczelnie się jej
przyglądać.
– Jak ci na imię?
– Sebastian, pani.
Sebastian. Zapamiętam cię, Sebastianie, pomyślała.
– Kto przewodzi twojej grupce?
– Ja, pani.
Czyżby jej się wydawało, czy naprawdę na ułamek
sekundy uśmiechnął się drwiąco? Inni łowcy stali nieporuszeni, a on śmiał
zachowywać się tak bezczelnie wobec niej, Alissy, przyszłej królowej?
– Dobrze, Sebastianie. Zabierzesz swoją grupę w
pobliże Skał i sprawdzicie tamtejsze jaskinie.
Sebastian jakby nieco zbladł. Wszyscy, z Alissą
włącznie, wiedzieli, że Skały i tamtejsze jaskinie to najniebezpieczniejsze
miejsce w okolicznych lasach. Można było spotkać tam nie tylko skabningi, ale i
rozbójników, mających w jaskiniach swoje kryjówki. Łowcy raczej nie zapuszczali
się w tamte tereny, pozostawiając tamtejsze potwory rozbójnikom, równie
doświadczonym w polowaniach jak oni sami. Można by rzec, że mieli nawet z nimi
pewien rodzaj niepisanej umowy: wy wybijacie potwory, a my nie wchodzimy wam w
drogę.
– Pani, śmiem rzecz, że nasza piątka – Sebastian
wskazał swoich towarzyszy, którzy teraz wydawali się nieco bardziej
zaangażowani w rozmowę między swoim przywódcą a Alissą – to za mało, aby czuć
się bezpiecznie w pobliżu Skał. Czają się tam rozbójnicy, a oni raczej nie
lubią, gdy wchodzi się im w drogę.
– To może czas to zmienić? – warknęła Alissa. – Mamy
pozwalać, aby po naszych lasach panoszyli się jacyś bandyci? Mogę wysłać wraz z
tobą mały oddział żołnierzy, jeśli dzięki temu będziesz czuł się
bezpieczniejszy, Sebastianie.
Mężczyzna groźnie zmarszczył brwi. Jego oczy
błyszczały gniewnie, a gdy się odezwał, jego głos ociekał chłodnym opanowaniem.
– Pani, nie chcę kwestionować twoich decyzji, jednak
nie wydaje mi się, aby rozbójnicy mieli coś wspólnego ze zniknięciem naszej
królowej. Oni nie porywają ludzi, jeśli nie muszą tego robić. Mają tam tylko
kryjówki na łupy, a grasują przy szlakach handlowych, które, jak ośmielę się
zauważyć, dzięki naszej królowej są teraz lepiej chronione.
Alissa miała ochotę tupać ze złości. Jeśli teraz
wycofa się ze swoich postanowień, to wyjdzie na uległą i niekonsekwentną. A
jeśli stanowczo nakaże łowcom udać się w tamte rejony, to wykaże się brakiem
rozwagi. Sebastian miał bowiem rację. Rozbójnicy nie porywają ludzi, a Idunn
podwoiła patrole na szlakach handlowych. I tak źle, i tak niedobrze.
– Więc, Sebastianie, skoro twierdzisz, że rozbójnicy
nie są tacy źli, to udasz się do nich wraz z resztą grupy, dasz im sakiewkę z
królewskiego skarbca i grzecznie porozmawiasz z nimi na temat zniknięcia naszej
królowej. Po waszym powrocie dopilnuję, abyście dostali premię do
wynagrodzenia. Czy odpowiada ci taki, układ, Sebastianie?
Młody mężczyzna wyprostował się. W jego szarych oczach
wciąż czaiła się chęć zakwestionowania jej rozkazów. Alissa chętnie pozbyłaby
się tej arogancji, którą tak jawnie okazywał. Och, już ona nauczyłaby go, co to
znaczy szacunek do władców.
– Chyba nie mogę się nie zgodzić – odparł przystojny
łowca. – Jednak ja nie mogę mówić za całą moją grupę.
– A wy? – Chcąc nie chcąc, Alissa musiała zwrócić się
do pozostałej czwórki.
– Zrobimy, jak sobie życzysz, pani – odpowiedział
mężczyzna równie młody jak Sebastian, jednak znacznie bardziej od niego
pokorny. Reszta tylko pokiwała głowami.
– Co się tyczy pozostałych... – Alissa przeszła dalej,
skupiając na sobie uwagę reszty łowców. – Odsyłam was na tereny, na których
zazwyczaj polujecie. Jeśli są tam jakieś jaskinie, macie je sprawdzić.
Zaczynacie jutro z samego rana, wieczorem niech każda z grup przyśle mi swojego
przywódcę z raportem.
– Tak, pani – odpowiedzieli jej chóralnie, a na twarzy
Alissy pojawił się cień uśmiechu. Wreszcie miała nad kimś władzę i wreszcie
mogła robić co chciała.
Dopóki będzie przewodzić poszukiwaniom, zadba o to, aby Idunn nie
została odnaleziona. Może nawet skieruje poszukiwania na fałszywy trop lub
wymyśli coś genialnego, co przybliży ją do tronu. Zgodnie z kodeksem,
ustanowionym przed laty przez pradziadka Idunn i wciąż stosowanym, okres
bezkrólewia nie mógł trwać dłużej niż dziesięć dni. Alissie pozostało jedynie
utwierdzić Wyższą Radę w przekonaniu, że nigdy nie znajdą Idunn. A przynajmniej
nie znajdą jej żywej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz